W rozmowie z dziennikarzami w Sejmie przewodniczący komisji Dariusz Joński przekazał, że "przewiduje pytania do godz. 18". Według niego we wtorek komisja nie zakończy przesłuchania Gowina ponieważ "ma do niego wiele pytań". Komisja rzeczywiście przerwała pracę ok. godziny, którą przewidywał Joński.

Reklama

Szef komisji Dariusz Joński podkreślał, że Gowin był naocznym świadkiem tamtych wydarzeń. - Chcemy poznać je od kuchni, bo Jarosław Gowin przedstawiał wtedy argumenty przeciw, a Mateusz Morawiecki i Jarosław Kaczyński mówili, że wybory muszą się odbyć. Pamiętajmy, że było też spotkanie Gowin-Kaczyński, po którym panowie wyszli i oświadczyli, że wyborów nie będzie. Pytań jest bardzo, bardzo dużo - podkreślił jeszcze przed obradami przewodniczący komisji.

Gowin przed wejściem na komisję powiedział dziennikarzom, że ma zamiar skupić się na faktach. Na pytanie o to, czy czuje się "świadkiem koronnym", odrzekł, że nie.

Pierwsze pytania

Reklama

Pierwsze pytanie zadał przewodniczący Joński. Pytał o to, kto był "faktycznym pomysłodawcą", kto poinformował Gowina o pomyśle zorganizowania wyborów korespondencyjnych. - O pomyśle dowiedziałem się z telefonu Adama Bielana, który przedstawił mi swoją propozycję, inspirowaną wyborami, które odbywały się w Bawarii - mówił Gowin, precyzując, że w jego opinii to właśnie Bielan był "faktycznym pomysłodawcą", a Jarosław Kaczyński przychylił się do tego pomysłu.

Trwa ładowanie wpisu

Groziło to spotęgowaniem pandemii. Uważałem wtedy, że należy zrobić wszystko, by zminimalizować ryzyko wzrostu pandemii. W moim najszczerszym przekonaniu wybory kopertowe zakończyłyby się totalnym chaosem organizacyjnym. Uważałem je za niemożliwe do przeprowadzenia w tak krótkim czasie. Przygotowanie takich wyborów wymagałaby kilku miesięcy, a nie kilku tygodni. Myślę, że świadomość tych trudności była także szeroko znana w kręgu PiS - dodał, przywołując treść maila Artura Sobonia do Michała Dworczyka, który poświęcony był "trudnościom organizacyjnym".

Wybory w mojej ocenie byłyby nielegalne. Aby do nich doprowadzić, konieczne by było naruszenie szeregu ustaw - mówił Gowin. Do zmiany stanowiska mieli go nakłaniać zarówno premier Mateusz Morawiecki jak szef PiS Jarosław Kaczyński.

Joński zapytał Gowina o to, czy były polityczne naciski na zmianę tego stanowiska. - Było wiele politycznych rozmów z udziałem Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego, podczas których przekonywali mnie do zmiany stanowiska. Oprócz tego podejmowane były działania zamierzające do skompromitowania mnie, czy też do znalezienia argumentów, mówiąc potocznie, haków, które skłoniłby mnie do zmiany stanowiska. Byłem informowany, że sprawdzane są biznesy mojego syna, że przeprowadzane są kontrole w podległym mi - jako ministrowi nauki i szkolnictwa wyższego - Narodowym Centrum Badań i Rozwoju - mówił Gowin. - Pan minister Ziobro powiedział mi, że naciskano na niego, żeby wykorzystać przeciwko mnie prokuraturę, ale odmówił - zeznał Jarosław Gowin.

Reklama

Morawiecki miał powiedzieć: Jarosław nalega…

Dodał, że to od premiera Mateusza Morawieckiego usłyszał, że na przeprowadzenie wyborów kopertowych nalegać miał Jarosław Kaczyński. - Argumentowali, że konstytucyjnym obowiązkiem rządu jest doprowadzenie do odbycia się wyborów wskazanych przez marszałek Sejmu i że wybory kopertowe nie powinny doprowadzić do wzrostu pandemii - powiedział świadek. - Kaczyński obawiał się, że przesunięcie wyborów zmniejsza szanse wyborcze Andrzeja Dudy, bo spodziewał się, że w sytuacji pandemii nastroje społeczne będą gorsze i będą oznaczały odwrócenie poparcia dla Dudy.

Jarosław Gowin wspomniał słowa Andrzeja Dudy, że "nie chce być prezydentem papierowym". - Prezydent wyłoniony w wyborach kopertowych niewątpliwie byłby prezydentem, którego legitymizacja władzy byłaby zdecydowanie osłabiona - mówił były wicepremier.

W Zjednoczonej Prawicy wtedy nie obawiano się o wynik Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, ale obawiano się, że w drugiej turze zwycięzcą może okazać się Szymon Hołownia. Potencjalna wymiana kandydata przez PO nie miała wpływu na podejmowane wówczas decyzje - zeznawał Gowin.

Potem jednak - jak powiedział - "doszliśmy z Kaczyńskim do porozumienia, że trzeba przeprowadzić nowy tryb dojścia do wyborów prezydenckich". - 10 maja (wybory) nie mogły się odbyć. SN orzekał nieważność tych wyborów i otwierało to drogę dla marszałek Witek, żeby wszcząć nową procedurę wyborczą. 12 maja sytuacja polityczna była już inna niż w okresie, kiedy się sprzeciwiałem przeprowadzeniu wyborów kopertowych - mówił.

Gowin pytany był, czy "w rozmowach z Kaczyńskim reprezentował całe środowisko posłów Porozumienia". - Nie, wtedy część posłów skłaniała się ku poparciu wyborów kopertowych - odrzekł. Dodał, że nie był zainteresowany objęciem żadnego stanowiska i doprowadzeniem do upadku rządu Zjednoczonej Prawicy. - Gdybym był zainteresowany, to do tego by doszło - ocenił, przypominając, że "PiS miało 235 posłów, wystarczyło 5 posłów, aby zmienić większość sejmową". - Moim celem było zapobieżenie wyborom kopertowym, a nie obalenie rządu - dodał.

Dopytywany, czy na spotkaniach były propozycje dot. "nowego układu parlamentarnego i rządowego", Gowin odparł, że "tego typu propozycje nie padały". - Nie uczestniczyłem w rozmowach na temat utworzenia nowej większości parlamentarnej - oświadczył. Zaznaczył, że nie pamięta, żeby ktoś sformułował propozycję objęcia przez niego stanowiska premiera, ale nie wyklucza, że mogła ona paść.

Mówił też, że "kilkakrotnie" spotykał się też z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, szefem PSL. - Wspólnie próbowaliśmy znaleźć jakieś rozwiązanie - powiedział.

Gowin był pytany również m.in. o to, czy był szantażowany w kwestii wyborów kopertowych. - Nie czułem się osobiście szantażowany, ale wiem o rozmowach, które odbywali posłowie Porozumienia z udziałem albo Kaczyńskiego, albo Morawieckiego.

Iwona Michałek (wówczas sekretarz stanu w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej) była zaproszona przez Mateusza Morawieckiego nie do Kancelarii Premiera, tylko do wilii premiera - to jest fakt do sprawdzenia - i tam Mateusz Morawiecki sugerował jej dymisję, jeżeli nie zgodzi się poprzeć wyborów kopertowych - powiedział Gowin.

Podobnie pan poseł Michał Wypij. Członkowie jego rodziny piastujący stanowiska w organach administracji państwowej byli nagabywani, aby wpłynęli na pana posła i aby on także zagłosował za wyborami kopertowymi. Przypomniałem sobie również, że w tym czasie informowano mnie o działaniach wymierzonych ówczesnego szefa mojego gabinetu politycznego Jana Strzeszka, któremu planowano postawić zarzuty karny - mówił Jarosław Gowin.

W odpowiedzi na pytanie o to, kto wpadł na pomysł, by wybory przeprowadziła Poczta Polska, Gowin odrzekł: - Tego nie wiem. To było w okresie, gdy nie byłem już członkiem rządu. Wszystkie formalne decyzje ze strony Poczty Polskiej i Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych premier brał na siebie.

Dodał jednak, że "była pełna świadomość, że niema regulacji, żeby zlecić Poczcie Polskiej organizację wyborów". - Sytuacja dla PO była korzystna. Kandydatka się wycofała w ramach sprzeciwu. Umożliwiało to każdej partii zmianę kandydata. Rafał Trzaskowski osiągnął dobre wyniki. Nie było porozumienia między PiS a PO.

Decyzja o tym, że to Poczta Polska, a nie PKW przeprowadza wybory wynikała z tego, że PKW nie zdążyłaby z organizacją wyborów wg standardów - wyjaśnił Gowin. - Ówczesny prezes Poczty Polskiej podał się do dymisji. W moim mniemaniu dlatego, że uważał zadanie zorganizowanie wyborów w kilka tygodni za niewykonalne - ocenił.

Gowin mówił również o wątpliwościach w sprawie udostępnienia danych osobowych obywateli przez samorządowców Poczcie Polskiej. - Uważam, że samorządowcy, którzy przekazali dane osobowe, złamali prawo. Ustawa o wyborach kopertowych nie funkcjonowała wtedy - odrzekł.

"Decyzje zapadały raczej na Nowogrodzkiej"

Przewodniczący komisji Dariusz Joński pytał o przygotowanie Poczty Polskiej do wyborów i o to, jaka była rola Jacka Sasina, Mariusza Kamińskiego i Łukasza Szumowskiego. Kamiński - mówił świadek "miał sprawować nadzór nad PWPW". Szumowski "wydał oświadczenie jako minister, że można przeprowadzić wybory kopertowe zgodnie z zasadami higieny". Premier natomiast "na początku był sceptyczny. Po rozmowie z Kaczyńskim zmienił zdanie". - Decyzje dotyczące wyborów kopertowych zapadały raczej na Nowogrodzkiej niż przy alejach Ujazdowskich - stwierdził Gowin.

Kulisy wycofania się z pomysłu

Jak tłumaczył Jarosław Gowin, wraz z Jadwigą Emilewicz tłumaczyli prezydentowi Andrzejowi Dudzie, dlaczego organizowanie wyborów kopertowych jest niezgodne z konstytucją. - Prezydent zgodził się z nami - powiedział. Potem, jak dodał - Morawiecki zatelefonował do prezydenta Dudy. Prezydent wyraził wtedy negatywną opinię nt. przesunięcia wyborów na 23 maja i przeprowadzenia ich w trybie kopertowym.

Wtedy - jak ujawnił Gowin - "PiS zdecydował się na wycofanie z pomysłu zorganizowania wyborów kopertowych". - Przed 7 kwietnia prezydent wyraził poparcie dla mojego stanowiska. Stanowisko prezydenta Dudy było na pewno negatywne. Zanim PiS wycofał się z pomysłu, Duda zaprosił (nas) do Pałacu Prezydenckiego, aby zapoznać się z naszym stanowiskiem. Zapamiętałem to tak, że na początku kwietnia był stanowczo negatywnie nastawiony, a w drugiej połowie kwietnia był zatroskany głównie o to, żeby nie doszło do rozpadu obozu Zjednoczonej Prawicy.

"Kaczyński bał się porażki Dudy"

Posłanka Anita Kucharska-Dziedzic zapowiedziała, że będzie kontynuowała wątek gróźb i nacisków. Spytała o ewentualne groźby dotyczące "utraty życia". - Nie, nie było takich gróźb - odrzekł Gowin.

Pytany o to, czy naciski na zmianę stanowiska, o których mówił wcześniej, konfrontował z Kaczyńskim i Morawieckim, były6 wicepremier odpowiedział, że powiedział Kaczyńskiemu. - Rozmawiał ze mną wtedy Mariusz Kamiński. Dementował, żeby służby podejmowały jakieś działania - stwierdził.

W odpowiedzi na pytanie Kucharskiej-Dziedzic, czy dyskutowano na temat ogłoszenia stanu nadzwyczajnego, świadek odparł, że to "wielokrotnie" było przedmiotem dyskusji "z udziałem Kaczyńskiego i innych osób" W ocenie Kaczyńskiego głównym argumentem miało być tworzenie "niebezpiecznego precedensu".

Jak mówił Gowin, Kaczyński bał się porażki Andrzeja Dudy. - Stanowisko Kaczyńskiego było werdyktem dla PiS, nie dla mnie - stwierdził.

Tajemniczy SMS

Gowin ujawnił, że dostał "SMS-a od kogoś z funkcjonariuszy jednej ze służb: "Witam, panie premierze, mam ważne pytanie nt. wyborów korespondencyjnych". Opowiedział, że z mężczyzną tym umówił się w mieszkaniu. - Chciałem uniknąć świadków. Było dla mnie jasne, że muszę chronić swojego rozmówcę - wyjaśnił.

Na pytanie o to, czy zgłosił komuś tę sytuację, odrzekł, że nie postrzegał jej wówczas jako próby zastraszania. - Miałem wtedy inne rzeczy na głowie. Skupiałem się na tym, żeby nie doszło do katastrofy państwa przez wybory kopertowe. Ucierpiałby przez nie autorytet międzynarodowy. Koncentrowałem się na zapobieżeniu wyborom kopertowym - mówił. O sytuacji, jak powiedział, rozmawiał z Jarosławem Kaczyńskim. - Rozmawiałem z nim o tym, że są podejmowane działania nastawione na zdyskredytowanie mnie - stwierdził.

Ta osoba, która do mnie napisała, powiedziała, że służby i prokuratura zostały uruchomione, żeby znaleźć argumenty dyskredytujące mnie w oczach opinii publicznej. Nie miałem instrumentu, żeby sprawdzić prawdziwość. Zaprzeczył temu Kamiński, ówczesny minister - mówił Gowin.

Gowin mówił, że "nie dało się bardziej zdestabilizować sytuacji w Polsce niż przez wybory kopertowe". W odpowiedzi na pytanie posła PiS Mariusza Krystiana o to, spotkanie z nieznajomym człowiekiem - i czy "Rosja mogła wpływać na to, żeby nie dopuścić do wyborów w 2020 roku", Gowin odrzekł, że nie miał informacji o możliwych wpływach Rosji, ale "nie przyszło mi do głowy, że ta nieznajoma osoba mogła być pracownikiem rosyjskich służb specjalnych".

"Chyba nie sadziłeś, że puszczę ci to płazem?"

Posłanka Magdalena Filiks zapytała Jarosława Gowina o skierowane do niego słowa Jarosława Kaczyńskiego: "chyba nie sądziłeś, że puszczę Ci wybory kopertowe płazem". - Takie słowa padły z usta Jarosława Kaczyńskiego mniej więcej rok później, kiedy na skutek różnicowania się poglądów moich i Adama Bielana, ogłosił on nieoczekiwanie, że to on jest przewodniczącym Porozumienia Jarosława Gowina - potwierdził świadek.

Dowiedziałem się wówczas, że Jarosław Kaczyński spotyka się z posłami Porozumienia i zachęca ich do poparcia Bielana - mówił Gowin. Jak opowiadał, pojechał wtedy "na spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim do kancelarii premiera, bo pełnił on wówczas funkcję wicepremiera". - Zarzuciłem mu, że prowadzi wobec mnie wrogie działania, na co on odpowiedział: chyba nie sądziłeś, że puszczę Ci wybory kopertowe płazem. Ja zresztą rzeczywiście nie sądziłem - stwierdził Gowin.

Komisja ds. wyborów kopertowych

Zadaniem komisji śledczej do zbadania legalności, prawidłowości oraz celowości działań podjętych w celu przygotowania i przeprowadzenia wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2020 r. w formie głosowania korespondencyjnego - tzw. wyborów kopertowych - ma być przede wszystkim "zbadanie i ocena legalności, prawidłowości oraz celowości działań podjętych w celu przygotowania i przeprowadzenia wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2020 r. w formie głosowania korespondencyjnego przez organy administracji rządowej, w szczególności działań podjętych przez członków Rady Ministrów, w tym Prezesa Rady Ministrów Mateusza Morawieckiego oraz Wiceprezesa Rady Ministrów, Ministra Aktywów Państwowych Jacka Sasina, i podległych im funkcjonariuszy publicznych".

W uchwale powołującej komisję wskazano m.in. na konieczność zbadania procesów legislacyjnych podjętych przez rządzących w związku z tzw. wyborami kopertowymi, podejmowane i wydawane przez nich decyzje administracyjne, a także ustalenie, czy działania rządzących doprowadziły do "niekorzystnego rozporządzenia środkami publicznymi lub innymi, lub niekorzystnego gospodarowania mieniem Skarbu Państwa lub mieniem innych osób prawnych".