Minister sprawiedliwości Adam Bodnar po przedstawieniu w Brukseli planów reform dotyczących sądownictwa w Polsce powiedział, że jego koncepcja spotkała się z pozytywną reakcją ze strony państw unijnych. Jestem bardzo wdzięczny państwom UE za kredyt zaufania - stwierdził.

Reklama

Zakończenie procedury z art. 7. Traktatu o UE

Podkreślił przy tym, że ewentualne zakończenie procedury z art. 7. Traktatu o Unii Europejskiej, dotyczącego praworządności, miałoby dla Polski znaczenie symboliczne. Będzie to bowiem oznaczało, że jesteśmy równoprawnym państwem członkowskim Unii Europejskiej, które nie jest poddane krytyce z powodu tego, że narusza wartości europejskie, a zwłaszcza zasadę praworządności - oświadczył szef resortu sprawiedliwości.

Reklama

Procedura użycia art. 7 traktatu UE jest procedurą uwarunkowaną politycznie. Nie dotyczy przestrzegania prawa UE, bo - jak pokazują unijne wyliczenia - Polska należy do grupy państw wypełniających prawo UE, ale stosunków politycznych. Jest jednym z narzędzi oddziaływania organów UE na działalność organów państw członkowskich w tym przypadku Polski, aby państwa członkowskie w sposób sumienny i podporządkowany realizowały wolę polityczną organów UE- przypomina w rozmowie z Dziennik.pl prawnik-konstytucjonalista prof. Jacek Zaleśny.

I dodaje, że uruchomienie tej procedury wywołało daleko idące negatywne perturbacje dla RP, tak w kontekście realizacji relacji z organami UE, jak i w kontekście realizacji polityki UE, w tym przekazania należnych Polakom środków unijnych.

Uruchomienie procedury z art. 7 było pretekstem do tego, żeby Polska nie mogła w całej rozciągłości korzystać ze spektrum możliwości, jakie ma dawać Unia Europejska w tym, jeśli chodzi o środki finansowe. Z tego właśnie powodu ważne jest, aby na płaszczyźnie politycznej doszło do obniżenia napięć politycznych, też po to, aby UE wycofała się z blokowania Polski art. 7 -wskazuje nasz rozmówca.

To oznacza, że rozmowy polityczne są i będą prowadzone, pytanie jednak, jaka ma być cena deeskalacji tego napięcia? Mając na uwadze doświadczenia rządu Mateusza Morawieckiego, który zgodził się na ustanowienie podatków unijnych (na początek od plastiku czy cyfrowy), na spłacanie i gwarantowanie przez Polskę setek miliardów długów unijnych aż do 2058 r. czy na likwidację polskiego górnictwa będącego gwarancją stabilności energetycznej, a w zamian uzyskał wielokrotny wzrost ceny energii dla Polaków czy miliony ton płodów rolnych ukraińskich oligarchów, organy UE wiedzą, że działa strategia mnożenia żądań i podbijania ceny - podkreśla prof. Zaleśny.

Jednocześnie ekspert zastanawia się, "co się musi stać po stronie polskiej, aby UE odstąpiła od swoich negatywnych oddziaływań?". I odpowiednio, czy te oczekiwania Brukseli są do pogodzenia z prawem RP i jaka jest cena realizacji tychże żądań? - dodaje.

Prof. Zaleśny: Stosując kryterium uczniowskie, bardzo dobrze, trzy z dwoma

Prawnik skomentował również słowa wiceszefowej KE. Viera Jourova oceniła, że "plan przedstawiony przez ministra Bodnara to krok, który może doprowadzić do zakończenia procedury wobec Polski na podstawie art. 7, ale jest jeszcze dużo pracy do wykonania".

Stosując kryterium uczniowskie, bardzo dobrze, trzy z dwoma. To się wiąże z procesem politycznym, który trwa już od kilku lat. Jeśli patrzy się nie przez pryzmat poszczególnych zdarzeń, ale procesów, to widać tą postępującą eskalację żądań. Np. kamienie milowe, ponad 100 konkretnych żądań głębokiej ingerencji Brukseli w realizowane w Polsce proces ustawodawczy czy inwestycyjny, decydowania przez Brukselę o tym, na co zostaną wydane kredyty i pożyczki zaciągane przez organy UE, ale spłacane przez Polaków - mówi prof. Jacek Zaleśny.

Przypomina, że analogiczną sytuację doskonale widzimy na przykładzie negocjacji wejścia Szwecji do NATO. Coś, co wydawałoby się oczywiste i potrzebne wszystkim państwom Paktu, a jednak Turcja i wciąż Węgry, traktują to jako typowy mechanizm negocjacyjny. Za darmo nie oddają czegoś, co mogą dobrze sprzedać. I cały czas mnożą oczekiwania - zauważa ekspert.

I podkreśla, że właśnie na tym polegają twardo prowadzone negocjacje. Podobny mechanizm widać po stronie Brukseli, która cały czas mnoży oczekiwania i żądania, bo widzi, że to działanie jest skuteczne. Polski rząd akceptuje kolejne żądania Brukseli i pyta się, co jeszcze możemy zrobić? Stosowany mechanizm pokazuje, jaka jest relacja podporządkowania państwa członkowskiego organom UE - mówi prawnik.

Dodajmy natężenie oczekiwań, komu bardziej na czym zależy. I widać wyraźnie, że władze polskie bardzo chcą być akceptowane w Brukseli, więc nie dziwi, że żądania są mnożone. To było bardzo wyraźnie widać za czasów rządów Mateusza Morawieckiego, który realizował to, czego chciała Bruksela, więc i cały czas pojawiały się nowe żądania. Pamiętamy, jak ogłaszał bilbordy, że środki unijne już zostały przyznane, już-już zostaną dokonane przelewy, a jednak cały czas coś stało na przeszkodzie, aby przelewy zostały wykonane. Mamy do czynienia z typowymi praktykami nie stosunków prawnych, a politycznych - podsumowuje.

Rozmawiała: Aneta Malinowska (aneta.malinowska@infor.pl)