Końca wojny w Ukrainie nie widać. Minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz i szef BBN Jacek Siewiera podkreślają ostatnio konieczność gotowości na wszystkie możliwe scenariusze. Również europejscy liderzy coraz częściej wyrażają obawy przed potencjalną agresją ze strony Rosji.
Natomiast NATO organizuje ćwiczenia, mające przygotować wojska Sojuszu do ewentualnego ataku Rosji na kraje członkowskie. Jednocześnie z najnowszego sondażu Ipsos dla TOK FM i OKO.press wynika, że 48 proc. Polaków spodziewa się w najbliższych latach zbrojnej napaści Rosji na Polskę i tej napaści się obawia.
Gen. Roman Polko: Przegrywamy z Rosją na kilku frontach
Aneta Malinowska, Dziennik.pl: Pan generalne wie więcej, czy jesteśmy bezpieczni?
Generał Roman Polko: Zawsze, kiedy prowadzę wykłady dla studentów dotyczące bezpieczeństwa i tego, co się dzieje, to mam dwie wskazówki. Po pierwsze słynna audycja z 1938 roku w USA, gdy ląduje UFO, a ludzie wpadają w panikę, czyli, krótko mówiąc, boimy się tego, czym jesteśmy zastraszeni, a ważne jest, żeby temu nie ulegać. I druga rzecz, żeby naszym "guru" nie była zero-jedynkowa, głosząca stanowcze poglądy tzw. "Julka z Twittera" czy teraz portalu X. Najważniejsze, żeby słuchać ekspertów i wyważonych, opinii, które są czasem trudniejsze do zrozumienia.
Niestety w ostatnim czasie jesteśmy zalewani różnymi informacjami, stwierdzeniami, wizjami…
Tak, jesteśmy zalewani takimi opiniami. Nawet któryś z generałów pokusił się o stwierdzenie, że za trzy lata Rosja zaatakuje Polskę. I wielu już pyta się, gdzie się schować?
Proszę powiedzieć w takim razie, gdzie jesteśmy w tej chwili, jeśli chodzi o Rosję i jej działania?
Po pierwsze rzeczywiście przegrywamy, jeżeli chodzi o Rosję na kilku frontach, przede wszystkim w wojnie informacyjnej i propagandowej. Tu przykładem może być spektakularna porażka sił powietrznych Bundeswehry, gdzie podsłuchano czterech generałów.
Tym samym widać, że to, co kiedyś było rozpatrywane w USA i Europie, że rosyjskie farmy trolli ingerują w wybory, grają w mediach społecznościowych, szerzą dezinformację, posługują się postprawdą – to wszystko rzeczywiście istnieje. Jednak to jest coś, na co my, jako społeczeństwo jesteśmy w stanie zareagować, a nie temu ulegać. Niestety, protesty rolników pokazują, że udało się pewne elementy propagandy kremlowskiej przemycić i wcale nie chodzi mi o jednego czy drugiego rolnika, który miał wywieszony plakat. Tylko chodzi mi o tych wszystkich dookoła, którzy protestując w swojej słusznej sprawie, pozwalają na to, żeby kwestie związane z produkcją rolną mieszać z propagandą kremlowską, bo na tym właśnie polega istota działania dezinformacyjnego, propagandowego czy wojny informacyjnej.
A balony tzw. meteorologiczne, które w ostatnim czasie znaleziono na terenie Polski i które zostały zabezpieczone i zabrane przez wojsko?
Wojna informacyjna jest wielowarstwowa, nawet w przestrzeni powietrznej - do 15 km samoloty, od 15 do 55 km balony, a powyżej rozpoznanie satelitarne. I balony, jako ta tania forma prowadzenia działań o charakterze wywiadowczym są trudne do wykrycia. One są wykorzystywane i były wykorzystywane na terytorium Polski. Spadły, więc udało się je wykryć. I chyba nikt nie miał wątpliwości, ze skoro Chińczycy śledzą w ten sposób Amerykanów, to że również Rosjanie w ten sposób starają się śledzić ruchy, czy to, co się dzieje w Polsce np. różne transporty jadące na Ukrainę.
Oczywiście mamy tu również sukcesy. Mamy ludzi, którzy byli zaangażowani w naziemnej obserwacji transportów kolejowych, po to, żeby identyfikować gdzie, jakie kolumny czy jakie elementy wsparcia Ukrainy, przemieszczają się przez terytorium Polski, bo jeżeli uda to się namierzyć Rosjanom, np. przez biały wywiad, bo ktoś zamieszcza zdjęcie w mediach społecznościowych czy przez balony, które potrafią dawać precyzyjne namiary w czasie i miejscu, to w ten sposób planowane są uderzenia rakietowe, aby wsparcie Ukrainy niszczyć.
Więc to też jest element wojny…
Tak oczywiście. I w końcu to, na czym Putin przez wiele lat wygrywał…Otóż służby specjalizują się w tym, żeby rozgrywać jednych przeciwko drugim, czyli, krótko mówiąc, wykorzystywać takiego konia trojańskiego, jakim jest Orban czy Słowacja, do tego, aby rozbijać wspólnotę Sojuszu NATO, podczas gdy spójność i wytrwałość jest kluczem do tego, żeby Rosję pokonać.
Powinniśmy się więc obawiać ataku Rosji na Polskę czy nie?
Strach nie może być strachem paraliżującym. Oczywiście rzeczywiście, jeśli nic nie zrobimy, to możemy to przegrać. Jednak wszystkie aktywa są po naszej stronie, więc z punktu widzenia RP czy nawet sojuszu NATO, jest potężna przewaga.
3 proc. światowego PKB Rosji przeciwko ok 60 proc. Zachodu. Ogromny potencjał, który ma Europa, większe zdolności produkcyjne, które trzeba uruchomić. Jeżeli chodzi o Polskę, dwukrotne wydłużenie granicy z NATO, czyli, krótko mówiąc, Rosja, która by uderzała, nie ma czym walczyć, bo na bieżąco zużywa zasoby w wojnie w Ukrainie. Tym swoim "mięsem armatnim" na terytorium Polski, odsłoniłaby swoje skrzydła, bo mamy Finlandię i Szwecję w sojuszu NATO, czyli Bałyk też jest chroniony. Tak też jest ogromny potencjał, tylko zawsze jest obawa, bo to już nawet Napoleon mówił, że: morale do sił fizycznych ma się jak 3:1.
Czyli przede wszystkim nie powinniśmy ulegać panice…
Zdecydowanie, bo cóż nam z tego ogromnego potencjału, jeżeli ludzie, dadzą się zastraszyć. A to, czym walczy teraz Putin na wszystkich frontach to polityka straszenia: zmuście Ukrainę do pokoju, bo ja nie to wam grozi trzecia wojna światowa. I temu niestety wiele środowisk, także w Polsce ulega. Albo druga rzecz, która jest głoszona, to: "co nas obchodzi Ukraina, bronimy tylko terytorium Polski". Jednak takie myślenie to bardzo krótkowzroczna polityka, bo przecież nie jesteśmy odizolowaną wyspą i Putin, który zdobyłby Ukrainę, której byśmy w wystarczającym stopniu nie pomogli, wzmocniłby się zasobami ludzkimi, potencjałem produkcyjnym i z pewnością by się nie zatrzymał, tak jak nie zatrzymał się Hitler, osiągając kolejne zdobycze.