To już drugie podejście Sojuszu do rejestracji wolnych związków. W 2002 roku SLD złożył podobny projekt, jednak przepadł, bo ówczesny marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz nie wprowadził go do porządku obrad. Dziś partia wraca do pomysłu w wersji okrojonej. "Wychodzimy naprzeciw trendom. Zależy nam, by uprościć życie młodym ludziom, którzy są w związku, razem mieszkają, ale nie zdecydowali się jeszcze na małżeństwo" - mówi rzecznik SLD Tomasz Kalita.

Reklama

Ilu ludzi w Polsce żyje w wolnych związkach? Dokładnie nie wiadomo. Według szacunków GUS liczba konkubinatów przekracza 200 tysięcy.

Możliwość zarejestrowania konkubinatu istnieje na przykład w Holandii, Belgii, Luksemburgu, Szwecji, Finlandii. Zarejestrowane związki mają podobne prawa jak małżonkowie - prawo dziedziczenia czy możliwość pozywania partnera o alimenty. Do rejestracji konkubinatu wystarczy pisemne oświadczenie. Podobny dokument składa się w przypadku zakończenia związku. W razie sporów majątkowych rozstający się konkubenci dochodzą swoich praw na drodze cywilnoprawnej.

We Francji zaś w 1999 r. została wprowadzona tzw. Obywatelska Umowa Solidarności - PACS, która legalizuje nieformalne związki bez względu na płeć. Zarejestrowani partnerzy wspólnie się rozliczają, mają zagwarantowaną opiekę społeczną, są współodpowiedzialni za długi. Nie mogą jednak adoptować dzieci.

Jednak zdaniem rzecznika praw obywatelskich Janusza Kochanowskiego praw osób pozostających w stałym związku nie musi regulować specjalna ustawa.

"Jestem przeciwnikiem rejestracji związków, które by w jakikolwiek sposób naśladowały małżeństwa" - podkreśla Kochanowski. Dodaje, że najpierw trzeba sprawdzić, co dziś funkcjonuje, a co nie. I uzupełnić prawo tam, gdzie jest to konieczne. "Oczywiście wiem, że jest to mniej efektowne, ale za to bardziej efektywne. Ale obawiam się, że wtedy kwestia praw byłaby na drugim miejscu" - przekonuje rzecznik.