"Nie było takiej propozycji" - mówił kilka dni temu Donald Tusk pytany przez dziennikarzy o wejście do jego rządu Włodzimierza Cimoszewicza. Spekulowano, że mógłby być ministrem sprawiedliwości lub szefem MSZ.
"Prowadziliśmy rozmowy sondujące i sprawdzaliśmy, czy Cimoszewicz byłby skłonny zasilić nasz gabinet" - przyznaje jeden z najbliższych współpracowników premiera Donalda Tuska. A inny dodaje: "Szukamy kogoś, kto uwiarygodniłby działania prokuratury w sprawie afery hazardowej i Cimoszewicz jako twórca akcji <Czyste ręce> byłby w tej roli wymarzony".
Jak zgodnie twierdzą osoby, z którymi rozmawialiśmy, nie było propozycji objęcia przez Cimoszewicza funkcji ministra spraw zagranicznych i teki wicepremiera. "Był rozważany tylko i wyłącznie w kontekście szefa Ministerstwa Sprawiedliwości" - mówi nam polityk PO znający szczegóły rozmów. I dodaje: "To Cimoszewicz chciał być wicepremierem i to słyszeliśmy w czasie pierwszych rozmów. Stąd dalsze negocjacje nie miały sensu, bo premier tego stanowiska nie zamierzał mu powierzać".
Nasz rozmówca twierdzi, że Cimoszewicz poza teką wicepremiera miał jeszcze jedno żądanie. "Chciał gwarancji, że po wejściu do rządu będzie mógł bez utraty stanowiska startować w wyborach prezydenckich. To żądanie ostatecznie zakończyło akcję zapraszania go do rządu" - tłumaczy.
Czy to znaczy, że Włodzimierz Cimoszewicz zdecydował się już na start w wyborach? On sam milczy na ten temat. Dużo bardziej rozmowni są jego polityczni sojusznicy z lewicy. "Jeszcze nie zdecydował na 100 procent, ale nie przekreśla takiego scenariusza. Dlatego rozmawiając z PO, musiał się zabezpieczyć, że stanowisko nie przeszkodzi mu w kandydowaniu" - odpowiada jeden z politycznych przyjaciół Cimoszewicza. Dodaje, że w spełnieniu warunków byłemu premierowi nie pomogły sondaże. "Może gdyby w dniu ostatniej rozmowy Włodka z Donaldem Tuskiem prasa nie opublikowała sondażu, w którym Cimoszewicz jest drugi, toby się jeszcze dogadali. Ale jak rano zobaczyłem gazetę, wiedziałem, że nic z tego nie będzie, i miałem rację" - podsumowuje polityk lewicy.
Były premier wciąż trzyma sojuszników i potencjalnych kontrkandydatów w niepewności. "Ja znam Cimoszewicza od 40 lat i z tego, co wiem, a trochę wiem, to jego publiczne deklaracje o braku gotowości do kandydowania w wyborach prezydenckich są szczere i autentyczne" - mówi nam Tomasz Nałęcz, były rzecznik kampanii prezydenckiej Cimoszewicza. "Cimoszewicz nie szuka pracy w rządzie. Z tego, co wiem, rozmowa z premierem dotyczyła wyborów do Rady Europy i tego, co można zrobić, by lepiej zabiegać o stanowiska na arenie międzynarodowej. Tym, co faktycznie mogłoby zmienić decyzję Cimoszewicza o kandydowaniu, jest stanowisko opinii publicznej. Gdyby jego wysoka pozycja w sondażach się utrzymała, wtedy byłby to sprzyjający, choć nieprzesądzający czynnik" - dodaje Nałęcz.