"Nowy zapis nie ma nic wspólnego z tym, że jeden kandydat w tych wyborach jest wyższy czy niższy" - zapewnia Maciej Muzyczuk, dyrektor biura zarządu TVP. Jednak w zależności od sposobu kadrowania człowieka można pokazać go w lepszym bądź gorszym świetle. "Mariana Krzaklewskiego swego czasu filmowano z dołu, przez co miał na wizji podbródek jak Mussolini" - opowiada Muzyczuk.

Reklama

Przyjęty przez zarząd nowy kodeks etyczny liczy ponad 20 paragrafów. Nakazuje dziennikarzom zachować bezstronność, obiektywizm oraz dystans wobec polityków. Zakazuje służalczości wobec kandydatów, ukrytej propagandy wyborczej czy zapraszania kandydatów na prezydenta do rozrywkowych show. Dla tych, którzy rażąco naruszą zapisy kodeksu, konsekwencje mają być poważne. Dziennikarz może zostać odsunięty od prowadzenia programu, a szefostwo ma prawo zdjąć jego audycję z anteny. Każdy materiał filmowy, reportaż czy felieton ma być pisemnie zaakceptowany przez kierownictwo. Podobnie jak scenariusze programów publicystycznych i lista gości.

Kodeks obowiązuje od tygodnia. Ale zdaniem wielu dziennikarzy nic z tego nie wynika. Związkowcy głośno mówią o przekształcaniu TVP w "tubę propagandową partii politycznych". "TVP służy już tylko jednemu celowi: kampanii wyborczej" - mówi Mariusz Jeliński z "Wizji" TVP.

Zaniepokojona oskarżeniami o brak rzetelności programów rada nadzorcza TVP zamówiła nawet specjalną analizę wszystkich pozycji publicystycznych i informacyjnych. "<Wiadomości> od kilku tygodni nie pokazały niemal żadnej informacji gospodarczej, a o katastrofie smoleńskiej mówi się we wszystkich jej aspektach, korzystając nawet z materiałów z YouTube" - mówi Bogusław Piwowar z rady nadzorczej.

Muzyczuk odpiera te wszystkie zarzuty. Mówi, że jak dotąd nie było wątpliwych sytuacji. "Może poza jednym z sobotnich programów, w którym przez 12 minut pokazywano Bronisława Komorowskiego w sytuacji prywatnej" - uważa.

Posiedzenie rady, na którym prześwietlane mają być programy TVP, zaplanowano na koniec maja.