Zdaniem Wojciechowskiego, niepokojąca jest "zdumiewająca liczba prawie 2 mln głosów nieważnych". "Niewykluczone, że ktoś je unieważniał już po głosowaniu" - uważa europoseł.
Polityk PiS twierdzi, że w ostatnich wyborach największy sukces odniosła partia PGN - Partia Głosów Nieważnych. "W wyborach sejmików wojewódzkich wyborcy oddali prawie dwa miliony głosów nieważnych, co stanowi ponad 12 procent osób biorących udział w głosowaniu" - wylicza. Dodaje, że co ósmy spośród tych, którzy poszli do urn, nie potrafił zagłosować prawidłowo.
"W wielkich miastach - w Warszawie, w Łodzi, w Krakowie było ich niewiele - ledwie trzy- cztery procent. Ale w okręgach wyborczych poza wielkimi miastami, w okręgach wiejskich, liczba takich głosów sięgała nierzadko dwudziestu procent" - tłumaczy Wojciechowski. I przywołuje przykład okręgu płockiego, gdzie wygrało PSL, zdobywając niemal połowę głosów. Tam aż 19 procent oddanych głosów było nieważnych.
Europoseł zastanawia się, dlaczego liczba głosów nieważnych była największa w okręgach wiejskich, zwłaszcza tam, gdzie walkę toczyły PSL i PiS. Odrzuca wyjaśnienie mówiące, że problem tkwi w skomplikowanych procedurach, potężnych płachtach, na których trzeba szukać nazwiska kandydata. Jego zdaniem, problem z ich wypełnieniem powinno mieć o3-4 procent wyborców, tak jak w Warszawie.
"Stawiam hipotezę (nie tezę, bo dowodów nie mam żadnych, ale hipotezę) - ta wielka liczba głosów nieważnych może dowodzić, że wybory zostały sfałszowane, a ofiarą fałszerstwa mogły być głosy oddane na Prawo i Sprawiedliwość" - pisze polityk PiS. I przywołuje argumenty. Po pierwsze sondaż TNS OBOP, pokazany przez TVP tuż po zamknięciu lokali wyborczych. "Ludzi wychodzących z lokali wyborczych pytano - na jaką partię pan czy pani głosowali? Z odpowiedzi wynikało, że na PiS padło 27 procent głosów" - przypominał Wojciechowski. Biorąc pod uwagę, że ludzie nieraz niechętnie przyznają się do głosowania na PiS - analizuje dalej polityk - nabrał przekonania, że wynik sondażu zaniża rzeczywisty obraz wyborów. "Tym razem zdarzyło się odwrotnie. Sondaż podawał 27 procent, a wynik ogłoszony przez PKW wynosi tylko 23 procent" - podsumowuje europoseł.
Przywołuje także słowa Józefa Stalina o tym, że "nieważne, kto i jak głosuje, ważne kto i jak liczy głosy". I tłumaczy, że zmienienie ważnego głosu w głos nieważny jest dziecinnie proste. "Można to zrobić, usuwając i niszcząc kartkę z głosem, zastępując ją czystą kartką, lub też można podczas liczenia głosów dostawić jeden krzyżyk i w ten sposób unieważnić głos oddany na jednego kandydata" - wylicza.
Wojciechowski tłumaczy tez skomplikowane motywy fałszerstwa i wskazuje ewentualnych winnych. Mają to być - według niego- wójtowie, którzy chcieli w ten sposób przypodobać się radnym sejmików.
"Tam w sejmikach są niemal wszystkie spływające do gmin pieniądze, zwłaszcza te unijne i te z funduszu ochrony środowiska. Wójtowie marszałków województwa po rękach całują, bo jak nie dostaną pieniędzy, to ich nie ma. A marszałkowie dają, komu chcą, po uważaniu. Kontrole NIK dowodzą, że na przykład w podziale środków unijnych istnieje pełna dowolność. Zero zasad" - przekonuje. Mówi o możliwych naciskach na mieszkańców gmin i o dopełnianiu dzieła przez komisje wyborcze.
"Czyje głosy mogłyby być unieważniane? Oczywiście głosy oddane na PiS. Bo to PiS był i jest na wsi wielką konkurencją wyborczą dla PSL" - wyjaśnia europoseł.
Janusz Wojciechowski zapewnia, że wolałby się mylić, ale sprawę głosów niewanych należy zbadać, "bo inaczej w następnych wyborach marszałek Struzik dostanie 90 procent głosów, przy 40 procentach głosów nieważnych".