Rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych ppłk Robert Kupracz powiedział w środę PAP, że dzień wcześniej w stosunku do dwóch pilotów postępowanie dyscyplinarne zostało zakończone wydaniem orzeczenia. Jego szczegóły nie są znane, bowiem zgodnie z ustawą o dyscyplinie wojskowej postępowanie jest jawne jedynie dla jego uczestników - przełożonego dyscyplinarnego, rzecznika dyscyplinarnego, obwinionych i ich ewentualnych obrońców.
Ustawa o dyscyplinie wojskowej przewiduje następujące kary: upomnienie; naganę; karę pieniężną; ostrzeżenie o niepełnej przydatności na zajmowanym stanowisku służbowym; odwołanie ze stanowiska; ostrzeżenie o niepełnej przydatności do służby oraz usunięcie ze służby.
Według informacji portalu tvn24.pl, który jako pierwszy napisał o sprawie, członkowie załogi Jaka-40 zostali ukarani jedną z dwóch lżejszych kar: "karą pieniężną" albo "ostrzeżeniem o niepełnej przydatności na zajmowanym stanowisku służbowym". Ta ostatnia - jaki pisze portal - oznacza, że w przypadku kolejnego przewinienia dyscyplinarnego rozważona zostanie możliwość zdegradowania wojskowego. O łagodnym potraktowaniu pilotów miała - według portalu - zadecydować dotychczasowa nienaganna służba.
Postępowanie zakończyło się względem dwóch członków załogi samolotu, wobec których wznowiono je 7 marca. Wobec trzeciego członka załogi z przyczyn formalnych wznowienie nastąpiło dziesięć później. Ten lotnik czeka jeszcze na orzeczenie w swojej sprawie.
Jak-40 z dziennikarzami na pokładzie wylądował w Smoleńsku na kilkadziesiąt minut przed katastrofą polskiego Tu-154M. W chwili lądowania warunki na lotnisku były już bardzo trudne. Według badającej incydent lotniczy komisji Dowództwa Sił Powietrznych widzialność wynosiła poniżej kilometra, a podstawa chmur - 60 m - poniżej warunków minimalnych.
Według stenogramów rozmów kontrolerzy ze Smoleńska nie widzieli samolotu i zamierzali go skierować na drugi krąg. Gdy wylądował, wyczyn pilota skwitowali krótko: "zuch" - wynika ze stenogramów opublikowanych przez MAK.
W związku z "uzasadnionym podejrzeniem popełnienia przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu w ruchu powietrznym przez załogę samolotu" dowódca Sił Powietrznych gen. Lech Majewski 24 lutego złożył do prokuratury wojskowej zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez załogę. Według gen. Majewskiego mogło wtedy dojść do "bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym".
Sprawę prowadzi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. 25 marca zdecydowała o jej wyłączeniu z głównego śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej do odrębnego postępowania.