Przewodniczący sejmowej komisji, która przez kilkanaście ostatnich miesięcy badała okoliczności katastrofy smoleńskiej dziwi się, że rząd nie zainteresował się do tej pory losem osób, które przeżyły katastrofę prezydenckiego samolotu.
Dodaje przy tym, że fakt iż nie wszyscy zginęli w momencie uderzenia Tu-154M w ziemię potwierdzają trzy niezależne źródła.
Mam świadectwa trzech niezależnych osób, że trzy osoby przeżyły katastrofę i zostały odwiezione karetkami do szpitala - mówi Antoni Macierewicz, poseł PiS. I ubolewa: Jednak nikt z prokuratury, ani z komisji Millera nie próbował potwierdzić tych informacji. W żaden sposób nie zostało to zweryfikowane i wyjaśnione.
Macierewicz zapowiada także, że przyjdzie czas na wyciągnięcie konsekwencji wobec tych, którzy są winni katastrofie prezydenckiego tupolewa pod Smoleńskiem. Na razie musimy jednak dojść do prawdy o jej przyczynach - podkreśla.
Komentarze(230)
Pokaż:
Nigdy nie ma pewności, że wybuchu nikt nie przeżyje. W Smoleńsku pewność musiała być musiała 100-procentowa.
Jeden z oficerów BOR w randze majora zadzwonił z informacją, że "z miejsca katastrofy odjeżdżają trzy karetki na sygnale, ale nie wiedział, czy kogoś zabrały, to znaczy, czy zabrały ewentualnych rannych".
Według oficjalnych informacji rosyjskich zawartych w raporcie MAK, "pierwsza brygada medycznego pogotowia ratunkowego" pojawiła się na miejscu tragedii dopiero o godz. 10:58, czyli aż 17 minut po rozbiciu się tupolewa. Zatem - kim byli "ludzie w kitlach" i dlaczego przekazali polskiemu konsulowi generalnemu RP w Sankt Petersburgu, że trzy osoby zabrała karetka?
Tomasz Turowski, były komunistyczny superszpieg - współorganizujący wizytę 10 kwietnia 2010 r (w tym celu oddelegowany do polskiej ambasady) i naoczny świadek - zeznał z kolei, że trzy osoby dawały "żyzniennyje refleksy”, czyli "oznaki życia". Potem tłumaczył, że ponoć chodziło mu o "drgawki pośmiertne".
Przed polskimi śledczymi z prokuratury cywilnej Turowski zeznał zaś: "karetki pogotowia, których kierowcy i sanitariusze wobec ogromu katastrofy byli także w stanie ostrego stresu, zaczęli przewozić szczątki ofiar do miejscowej kostnicy. Karetki jechały na sygnale".
Dlaczego jednak szczątki miałyby być przewożone na sygnale? Czemu w ogóle miałyby być wywożone z miejsca katastrofy przed przybyciem prokuratorów? Co się stało z przewiezionymi ciałami lub ludźmi? Jeśli tow. Turowski nie skłamał, było to nieprawdopodobne, szokujące złamanie wszelkich procedur śledczych i kryminalistycznych. Zwłoki lub fragmenty ciał powinny bowiem zostać przed wywiezieniem ich obfotografowane, dokładnie zbadane i zabezpieczone. Wiemy, że karetkami, zwłaszcza na sygnale, wywozi się z miejsc wypadków tylko żyjące osoby.
Swoją drogą ciekawe, ile trumien przywieźli na miejsce kaźni: 96 czy może tylko 93?
aby wszyscy pasażerowie samolotu zginęli przy podobnej katastrofie!!
Duży pasażerski samolot (Tu-154M), który z wysokości kilkudziesięciu (ok. 37m), z prędkością mniejszą od 300 km/h (275 km/h) uderza pod małym kątem w bagnisty grunt, porośnięty niewielkimi drzewami, drobną roślinnością i niespodziewanie (kadłub zamiast złamać się w dwóch, trzech miejscach) rozlatuje się na tysiące części (do tego na terenie aż 3,5 ha); na dodatek WSZYSCY(!) uczestnicy lotu PONOSZĄ ŚMIERĆ na miejscu. To po prostu niemożliwe przy zwykłej samolotowej katastrofie (mającej miejsce w podobnych warunkach)!!!
Nawet płk Edmund Klich w jednym wywiadów wyraził opinię, ze w takich okolicznościach część pasażerów powinna przeżyć!
Podobnego zdania jest światowej sławy amerykański patolog badający ciała ofiar lotniczych katastrof, prof. Michael Baden, twierdząc, że wedle lotniczych statystyk, przy katastrofach (w podobnej sytuacji) część osób zawsze zachowuje życie!
W przypadku smoleńskiego czynu terrorystycznego nikt nie przeżył. Wiele ciał porozrywanych, niekompletnych, pozbawionych odzieży, pokrytych (podobnie jak całe otoczenie) białawą mazistą substancją; efekt wybuchu ładunku termobarycznego?.
Czy rosyjskie speckomando - nie dopuszczające nikogo na miejsce smoleńskiej kaźni - profesjonalnie zadbano o likwidację świadków aktu terrorystycznego? Czy karetki zabrały półżywych świadków zbrodni nie mających prawa przeżyć, lub stan zwłok ofiar dowodził oddziaływania potężnej fali uderzeniowej, termicznej, w wyniku eksplozji materiału wysokoenergetycznego? A może karetkami-karawanami wywieziono tych z pociskami w ciele?
Do tej pory strona rosyjska nie zwróciła - pomimo wielokrotnych monitów - broni palnej i kamizelek kuloodpornych poległych oficerów BOR. Rosjanie poprzez zawłaszczenie tak ważnych dowodów przestępstwa, uniemożliwili polskim śledczym balistyczne badania służbowych pistoletów firmy Glock (sprawdzenie, czy broń w Smoleńsku została użyta) jak i laboratoryjne analizy, badania kevlarowych (przypisanych do właściciela, zachowujących w sposób trwały mikroślady fizyczne, chemiczne, biologiczne) kamizelek kuloodpornych poległych funkcjonariuszy BOR.
Im bardziej władza mataczy, łże, ukrywa (utajnia) niewygodne fakty, tym więcej Polaków skłania się ku hipotezie zamachu.
Trochę statystyki. Od 1980 r. do tragedii smoleńskiej zdarzyło się osiem katastrof z udziałem przywódców państw. W dwóch przypadkach samoloty zostały zestrzelone lub ostrzelane. W pięciu przypadkach udowodniono podłożenie ładunków bądź przyjęto takie hipotezy jako najlepiej udokumentowane. W jednym przypadku po czasie stwierdzono, że do tragedii przyczyniły się osoby trzecie.
Żadne cywilizowane państwo, które straciłoby w jednej katastrofie lotniczej tylu swoich najwyższych reprezentantów, z głową tego państwa na czele, nie potraktowałoby tej tragedii jak zwykłego wypadku i nie prowadziło śledztwa tak, jakby chodziło cyt. klasyka o włamanie do garażu na Warszawskiej Pradze.
Od początku istnienia lotnictwa pasażerskiego nie było drugiej takiej katastrofy lotniczej, gdzie zginęłoby tylu co w Smoleńsku najwyższych przedstawicieli państwa i to już wystarcza, żeby potraktować tę tragedię w sposób absolutnie nadzwyczajny.
Jeśli to mało, jest jeszcze jeden specjalny czynnik. Otóż - jeśli zanalizujemy katastrofy lotnicze z udziałem przywódców państw, które zdarzyły się od 1980 r., od kiedy można sensownie porównywać rozbite samoloty z obecnie eksploatowanymi maszynami (ze względu na ich konstrukcję, parametry czy wyposażenie), właściwie żadna z nich nie była zwykłym wypadkiem.
Te katastrofy były zamachami! Celowym, planowym działaniem osób trzecich bądź istniały bardzo silne przesłanki, by te katastrofy badać pod katem zamachu.
W przypadku smoleńskiej tragedii, za zgodą polskich wojskowych prokuratorów z NPW, obecnych w Smoleńsku na nocnej naradzie z prokuratorami rosyjskimi z 10 na 11 kwietnia 2010 r., protokolarnie (podpis prok. płk. I.Szeląga) wykluczono z badań śledczych hipotezę aktu terrorystycznego i to zaledwie 12 dób po krwawych zamachach w moskiewskim metrze!
Wszystkie dotychczasowe ustalenia niezależnych naukowców, ekspertów współpracujących ZP któremu przewodniczy poseł A.Macierewicz dowodzą, że smoleńska "katastrofa" była celowym działaniem osób trzecich!!
Zarazem, byłaby to pierwsza od ponad 30 lat katastrofa z udziałem przywódców państw, z której już na początku dochodzenia wykluczono badaną w takich przypadkach w pierwszej kolejności hipotezę zamachu, a całą inicjatywę przekazano ościennemu krajowi na terenie którego doszło do tragedii, czyli stronie żywotnie zainteresowanej zrzuceniem odpowiedzialności i obciążenia winą załogi samolotu!
PS. – wyniki ankiety
Czy Twoim zdaniem tragedia smoleńska była wynikiem zamachu?
TAK
20452
NIE
3357
NIE MAM ZDANIA
3293
2013-04-11 17:09
MY NAPRAWDE ŻYJEMY ROSJANIE NAS POŁATALI WYLECZYLI
A TERAZ ODPOCZYWAMI
NIE WRACAMY DALRJ PRACUJEMY W KGB NATWIM MIEJSCU