"Jestem osobiście przekonany, że w jednym i drugim dokumencie, i - ewentualnie, aneksie polskim (...) nikt nie zakwestionuje tego, że główną przyczyną katastrofy była próba lądowania podjęta w warunkach pogodowych, które się do tego absolutnie nie nadawały" - powiedział Komorowski w rozmowie w TVP Info. Zaznaczył, że będąc jeszcze ministrem obrony zetknął się ocenami wojskowych katastrof lotniczych. Podkreślił, że każda taka katastrofa ujawniała różne błędy, ale zawsze jeden z nich był podstawowy i najważniejszy.
"W katastrofie smoleńskiej najważniejsze było to, że podjęto próbę lądowania w warunkach klimatycznych (...) braku widoczności, w których absolutnie ta próba lądowania nie powinna mieć miejsca. Wszystkie inne kwestie są to sprawy dodatkowe. One mogły (...) utrudnić sytuację. Ale to jest podstawowy powód i radziłbym nie szukać jakiś ekstra nadzwyczajnych wytłumaczeń, bo niestety - w moim przekonaniu - sprawa jest w sposób arcybolesny prosta" - zaznaczył.
Według niego też trzeba się liczyć z tym, że zostanie opublikowany raport nt. katastrofy smoleńskiej strony rosyjskiej i jednocześnie aneks do niego z uwagami strony polskiej. "(Aneks) krytyczny, który może zwracać uwagę na inne przyczyny katastrofy, na dodatkowe okoliczności" - zaznaczył. "Jest pytanie, czy na końcu będą te uwagi uwzględnione przez autorów dokumentu rosyjskiej, albo w jakim zakresie" - dodał.
Przypomniał, że jednocześnie polska prokuratora prowadzi śledztwo ws. katastrofy. "Podobnie zakończy się to śledztwo stanowiskiem polskiej strony w tej samej kwestii. Opinia publiczna polska, rosyjska, światowa będzie mogła porównać (...) oba dokumenty" - zaznaczył.
Powiedział też, że nie zgadza się z opinią, że rok 2011 upłynie pod "ciężarem wspomnienia katastrofy smoleńskiej". "Na pewno - i sam będę organizował - będą takie wydarzenia. Będzie rocznica. Mam umowę z panem prezydentem (Rosji - PAP) Dmitrijem Miedwiediewem, że wspólnie zorganizujemy trwałe upamiętnienie tam na miejscu katastrofy smoleńskiej. Będzie na pewno kolejna pielgrzymka rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, już może nawet nie tylko z żonami prezydentów Polski i Rosji, (...) ale być może i z prezydentami" - zaznaczył.
Dodał, że "dla zdrowia narodu trzeba się koncentrować na bieżących zadaniach, nie zapominając o dramacie". "Na pewno będzie próba instrumentalizacji tej pamięci, i tego dramatu, przez wykorzystanie go do rozgrywki politycznej w czasie kampanii parlamentarnej. Ale nie wydaje mi się, żeby to była sprawa, która mogłaby zadecydować, na kogo Polacy zagłosują" - zaznaczył.
Zaznaczył, że 2010 rok był dla Polski wyjątkowo trudnym rokiem. "Uważam, że jako kraj, jako społeczeństwo, jako państwo poradziliśmy sobie z tymi bardzo trudnymi wyzwaniami" - powiedział. "To rzeczywiście był szczególny rok, naznaczony dwoma bardzo poważnymi katastrofami. Dramatem katastrofy smoleńskiej, gdzie zginał (...) prezydent Polski i tyle wybitnych osób polskiego życia politycznego, społecznego. I drugim dramatem, jakim była katastrofa powodzi" - zaznaczył.
Dodał, że 10 kwietnia "zmienił wiele w jego życiu". "Ale szczerze mówiąc staram się nie wracać pamięcią zbyt często do tego strasznego, czarnego dnia, tylko raczej wracam pamięcią do tego wszystkiego, co świadczyło o tym, że państwo polskie sobie potrafiło w tym szczególnie trudnym momencie poradzić" - zaznaczył.
Prezydent przyznał też, że w czasie kampanii prezydenckiej po katastrofie smoleńskiej rozważał możliwość rezygnacji z kandydowania. "Był taki moment, w którym myślałem, że może będzie trzeba zrezygnować z kandydowania do urzędu prezydenta, skoro pełnię obowiązki głowy państwa po katastrofie smoleńskiej. Tyle że zawsze gdzieś staje pytanie - no dobrze, wypełniam swoje obowiązki, państwo polskie funkcjonuje, łącze funkcję prezydenta i marszałka Sejmu, nie kandyduję i co dalej. Kto weźmie odpowiedzialność za państwo. Tak że ten moment wahania był dosyć krótki" - zaznaczył.