Wśród bezpośrednich przyczyn katastrofy MAK wymienił w raporcie: nieodejście przez załogę od lądowania w Smoleńsku mimo złych warunków, nieuwzględnienie komunikatów TAWS (który ostrzega, gdy maszyna zejdzie poniżej minimalnych wysokości) i zejście poniżej minimów, podejście do lądowania mimo braku zgody z wieży kontrolnej, a także pośrednia presja na załogę.

Reklama

"Załoga opiera się o własne narzędzia, lądowano bez względu na panujące warunki, nie odpowiadające wymaganemu minimum" - podkreśliła Anodina. "Kontroler pozwolił na próbę podejścia, ale tylko do 100 metrów, załoga potwierdziła otrzymanie tego polecenia".

Co się działo na pokładzie? Ustalenia specjalistów z MAK pozwalają przypuszczać, że piloci oparli się wyłącznie na wskazaniach wysokościomierza i nie zwracali uwagi na alarmy systemu TAWS. "On będzie wkurzony" - takie słowa miały paść w kabinie pilotów. Choć MAK nie stwierdził dokładnie, do kogo mogły się one odnosić, to "komentarz ten doskonale odzwierciedla presję", jaką musiała odczuwać załoga w tej sytuacji.

Według MAK piloci działali pod presją, wynikającą m.in. z obecności w kokpicie gen. Błasika i szefa protokołu dyplomatycznego MSZ Mariusza Kazany, który informował załogę o decyzjach prezydenta Lecha Kaczyńskiego - i odwrotnie. "Istotna była też reakcja głównego pasażera" - stwierdziła dyplomatycznie Anodina, komentując, dlaczego piloci nie zdecydowali się na "odejście" na lotnisko zapasowe.

Na nagraniach z czarnych skrzynek można usłyszeć dialog szefa protokołu z dowódcą sił powietrznych, generałem Błasikiem. "Duża ilość VIP-ów oraz reakcja głównego pasażera" doprowadziły do "podwyższonego napięcia złogi" - akurat w momencie, kiedy potrzebna była "mobilizacja rezerw psychologicznych" pilotów. Według MAK dosyć jaskrawie widać brak współdziałania załogi, długą pauzę pilotów w lotach trudnych (sięgającą 5 miesięcy) - co przejawiło się w pełnym zawierzeniu sterów automatycznemu systemowi lądowania - zbytnią prędkość samolotu i zbyt niski pułap.

Nie potwierdzają się natomiast wcześniejsze spekulacje o tym, że w krytycznej fazie lądowania za sterami maszyny usiadł gen. Błasik. Według badań MAK, w chwili katastrofy piloci siedzieli na swoich miejscach.