Major Nidal Hasan, który w czwartek zabił w bazie 13 osób i ranił ponad 20, uczęszczał w 2001 r. do meczetu w Falls Church na przedmieściach Waszyngtonu.
Jak podał "Washington Post", imamem w tym meczecie był wtedy Anwar al-Aulaqui, który wyjechał potem do Jemenu i stamtąd propagował przez internet ideologię Al-Kaidy. W USA kontaktował się poza tym z agentem szejka Omara Abdela Rahmana, organizatora zamachu na World Trade Center w Nowym Jorku w 1993 r.
Hasan, wojskowy psychiatra i gorliwy muzułmanin, publicznie krytykował wojnę w Iraku, wygłaszał odczyty sugerujące, że zgadza się z radykalnymi nurtami w islamie, i skarżył się, że koledzy w armii wytykają mu jego przekonania religijne. Niedługo przed masakrą dostał powołanie do Afganistanu, co go podobno przerażało.
Jak oświadczyło dowództwo armii, według dotychczasowych ustaleń śledztwa Hasan działał sam i nie nakłoniony do tego przez nikogo. Wojsko nie ujawnia publicznie szczegółów śledztwa, ale sugeruje, że motywem działania sprawcy były stresy związane ze służbą i perspektywą wysłania do Afganistanu.
Sprawa nie jest jednak zamknięta, gdyż w toku dochodzenia odkryto nowe ślady wskazujące na powiązania Hasana z islamistami.
Gdyby się to potwierdziło, byłoby to bardzo kłopotliwe dla Pentagonu. W niedzielę w wywiadzie dla telewizji CNN szef sztabu wojsk lądowych generał George Casey przestrzegł przed wyciąganiem pochopnych wniosków co do pobudek kierujących Hasanem.
Powiedział, że obawia się, iż spekulacje na ten temat mogą wywołać niechęć w armii przeciwko żołnierzom wyznania muzułmańskiego. Jest ich w amerykańskich wojskach lądowych ponad 3000.
Tymczasem prawicowi komentatorzy zarzucają administracji prezydenta Baracka Obamy, że wycisza sprawę ewentualnych islamistycznych inspiracji sprawcy masakry w imię poprawności politycznej.
Obama podejmuje próby pojednania USA ze światem arabskim i muzułmańskim, gdzie po inwazji w Iraku i wskutek konfliktu izraelsko-palestyńskiego Ameryka jest niepopularna.