Ekspert ocenił, że "strategiczne cele Rosji się zmieniły". - Moskwa nadal chce pokonać Ukrainę, ale wygląda na to, że zdała sobie sprawę, iż nie jest w stanie tego zrobić na froncie, lecz może pokonać koalicję wspierającą Ukrainę w sposób materiałowy i pieniężny, czyli Europę - powiedział historyk.

- I te wszystkie działania, które obserwujemy w ostatnim czasie, są ukierunkowane na to, żeby przestraszyć europejskie społeczeństwa, co potem ma się przełożyć na ich zdemobilizowanie i mniejszą chęć wsparcia Ukrainy, czy to finansowo, czy militarnie, czy w ogóle politycznie i dyplomatycznie - dodał Gajos, który we wtorek brał udział w panelu poświęconym Rosji, zorganizowanym przez George Washington University.

Premier Donald Tusk przedstawił we wtorek w Sejmie informację w sprawie dywersji na infrastrukturę kolei. Szef rządu przekazał, że udało się ustalić osoby odpowiedzialne za akt dywersji – to dwóch obywateli Ukrainy współpracujących od dłuższego czasu z rosyjskimi służbami.

- Kompletnie mnie nie dziwi, że dokonali tego obywatele Ukrainy, pracujący dla rosyjskich służb, bo gdybym ja planował taką operację i wchodził w buty Kremla, żeby zrobić jeszcze lepszy efekt, spróbowałbym wynająć Ukraińców, bo to będzie miało podwójną siłę rażenia - powiedział PAP Gajos. Jak zaznaczył, w tym przypadku z jednej strony tory zostaną wysadzone, a z drugiej będzie toczyć się dyskusja podsycana przez "pożytecznych idiotów", starających się stworzyć obraz niejednoznaczności wokół Ukrainy.

Reklama

Rosja straszy Europę. Ekspert: Celem jest złamanie wsparcia dla Ukrainy

Ekspert, odpowiadając na pytanie o to, jaka powinna być europejska reakcja na takie prowokacje, powiedział, że w przypadku naruszenia przestrzeni powietrznej mogłoby być to ostrzeżenie Rosjan, że w kolejnej takiej sytuacji, gdy myśliwiec naruszy przestrzeń powietrzną, "już nie będziemy pytać, tylko będziemy strzelać".

Reklama

Zauważył, że można też podjąć działania względem rosyjskiej floty cieni, która transportuje na przestarzałych statkach rosyjską ropę, co pozbawiłoby Rosjan znacznych środków finansowych.

- Problem polega na tym, że mam wrażenie, iż nasi politycy, i mówię tutaj nie o polskich politykach, tylko w ogóle o europejskich politykach, cały czas bardziej się obawiają i wolą nic nie robić, niż podejmować decyzje, które są ryzykowne i które potencjalnie mogą eskalować ten konflikt. Ale od 11 lat bon motem europejskim jest deeskalacja i niestety nic nie zmieniło się w tym kierunku - podkreślił.

Zwrócił też uwagę na zamrożone w Europie rosyjskie aktywa. - Ta dyskusja nabiera tempa w ostatnich dniach, ale niestety koledzy z Ukrainy nie pomagają, mamy skandal korupcyjny, który robi fatalne wrażenie. (...) Wydaje mi się, że nie trzeba przekonywać europejskich podatników do tego, że płacenie z własnych kieszeni jest gorsze od tego, żeby wziąć po prostu rosyjskie pieniądze i je wykorzystać - dodał.

Odnosząc się do sankcji na Rosję, zaznaczył, że "mamy problem nie z tym, jakie sankcje mamy nałożone, tylko jak my je egzekwujemy". Zaznaczył, że w przeciwieństwie do USA w europejskim systemie sankcyjnym brakuje podmiotu, który by weryfikował, jak te sankcje są egzekwowane, przez co system staje się dziurawy.

Jednocześnie zaznaczył, że należy wspierać cały czas Ukrainę i przygotowywać się na najgorsze. - Moim zdaniem zarówno politycy, jak i nasze społeczeństwo są nieprzygotowane do tego. Po prostu za bardzo kochamy pokój, konsumeryzm, kapitalizm, za bardzo kochamy to, z czym mamy do czynienia w ostatnich 25 latach. Mówię o naszym pokoleniu, ale mówię też o pokoleniu naszych rodziców i naszych dziadków, którzy zbudowali to prosperity Polski ostatnich lat. Bardzo trudno jest się pożegnać, o ile w ogóle jest to możliwe, w takich warunkach jak dzisiaj mamy, z tą wizją i poświęcić część swojej wolności, ale podejrzewam, że też część swojego majątku, bo społeczeństwo będzie musiało w jakiś sposób kontrybuować. My po prostu tego nie chcemy. Wolimy się oszukiwać - mówił.

Według rozmówcy PAP wojna Rosji przeciwko Ukrainie ma "wyjątkowy" charakter. - To jest pierwsza wojna w historii Rosji, w której rosyjscy żołnierze dostają tak dobre wynagrodzenia. Rosyjskie społeczeństwo jest przekonywane do wysiłku i poświęcenia swojego własnego życia nie przede wszystkim z powodów ideologicznych, historycznych, patriotycznych, tylko z powodu pieniędzy - zaznaczył. - To nie jest mobilizacja przymusowa, opiera się na dobrowolności. To jest coś, czego ja w historii Rosji nie widziałem. I to moim zdaniem bardzo wiele mówi o tym, jak Rosja się zmieniła w trakcie całej ery Putina. Rosja stała się kapitalistycznym państwem, które wykorzystuje tę kapitalistyczną metodę do skutecznego zarządzania w tym przypadku wojną - dodał.

Według niego "najbardziej prawdopodobny scenariusz po Putinie to putinizm", a system władzy, z którym mamy dzisiaj do czynienia, będzie mniej więcej utrzymany. Jednocześnie, jak zaznaczył, "największą zagadką jest kwestia gospodarcza", bo "widać bardzo wyraźnie, że ten reżim się trzyma na dobrobycie ludz"”. Zaznaczył, że, paradoksalnie, "z czysto analitycznego punktu widzenia to jest najlepszy okres w historii Rosji dla Rosjan". - Dlatego ten system tak działa i jest dobry w sensie wykorzystywania Rosjan - dodał.

- Gdy ktoś był urodzony w latach 60., czy 70. i pamiętał końcówkę ZSRR, potem pamiętał bankructwo Rosji pod koniec lat 90., a teraz nie dość, że zarabia całkiem dobre pieniądze, wziął kredyt na mieszkanie, drogi, bo drogi, bo stopy procentowe są wysokie, ale ma swoje mieszkanie, zachomikował część pieniędzy, które pozwoliły mu pojechać na wakacje do Egiptu, (...) to dlaczego ma protestować? Dlaczego ma zmieniać ten system? - kontynuował historyk.

- Jeśli to zostanie utrzymane przez obecne rosyjskie władze i nie zaczną one przymuszać Rosjan do tego, żeby zaczęli służyć w wojsku i ginąć na Ukrainie, albo ta wojna nie przyjdzie do Rosji, Ukraińcy nie sprawią, że poziom życia Rosjan się obniży, to moim zdaniem ten system ma ogromne szanse, żeby po prostu przetrwać - prognozował Gajos.