Zeznawał on przed sądem w Monachium, gdzie wznowiono we wtorek proces 89-letniego Demjaniuka, domniemanego strażnika w hitlerowskim obozie zagłady w Sobiborze.

Reklama

Zdaniem Walthera obowiązującą w niemieckim prawie karnym zasadę, że dochodzenie musi dotyczyć konkretnego czynu należy dopasować do wyjątkowego przypadku: "masowego ludobójstwa, dokonywanego przez nazistów na skalę przemysłową" w fabrykach śmierci, takich jak Sobibór.

Jak wyjaśnił śledczy, w obozie zagłady były tylko dwie grupy: nieliczni, którzy tam pracowali, oraz ofiary. Dlatego doszedł on do wniosku, że "udowodnienie konkretnego czynu w tego rodzaju instytucji nie jest konieczne" - relacjonuje zeznania Walthera niemiecka agencja dpa.

Śledczy wskazał również na nieścisłości w podawanych przez Demjaniuka informacjach na temat wcześniejszych miejsc pobytu. W różnych formularzach, które oskarżony wypełniał starając się w latach 50. o wyjazd do USA oraz do Kanady, wpisał raz Chełm, a raz Sobibór, jako wcześniejsze miejsce pobytu. Raz też twierdził, że będąc w Sobiborze pracował jako kierowca ciężarówki, a następnie - że był rolnikiem.

Pochodzący z Ukrainy John Demjaniuk oskarżony jest o pomoc w zamordowaniu 27,9 tys. Żydów w obozie zagłady w Sobiborze, gdzie w 1943 roku służyć miał jako strażnik.