Winę za greckie kłopoty ponoszą ateńscy politycy i amerykańskie banki z Wall Street - wynika z publikowanych w ostatnich dniach niezależnie od siebie ustaleń niemieckiego Spiegla i amerykańskiego New York Timesa. Według opisanego przez nich mechanizmu przyparci do muru przez Brukselę greccy decydenci chcieli sprostać unijnym kryteriom spójności i skorzystali z niemoralnej propozycji złożonej im przez bankowych gigantów takich jak Goldman Sachs i JP Morgan Chase. Przy pomocy finansowego triku sprawili, że ich długi na pewien czas wyparowywały ze statystyk. Według NYT proceder trwał od 2001 do 2009 r., gdy nowy socjalistyczny rząd Jeoriosa Papandreu postanowił zerwać współpracę i ujawnić prawdziwe dane, co zapoczątkowało obecny kryzys. Amerykańscy bankowcy mieli do tamtej pory zarobić na interesach z Atenami ok. 300 mln dol.

Reklama

Kluczem do transakcji były skomplikowane transakcje finansowe tzw. swaps polegające na sprytnym wymienianiu za pośrednictwem banku realnych pieniędzy na inne waluty po bardzo korzystnym dla klienta kursie. W ten sposób grecki rząd wpłacał do banku 10 mld euro, a otrzymywał 11. Oczywiście nie za darmo. Za spłatę miały służyć przyszłe zyski greckiego państwa (tzw. derywaty), np. dochody z obsługi lotniska międzynarodowego w Atenach czy greckiego totalizatora sportowego. Haczyk polegał na tym, że o te braki w przyszłych budżetach miały się już troszczyć następne rządy. Według informacji New York Timesa grecki rząd nadawał problematycznym transakcjom kryptonimy zaczerpnięte wprost z greckiej mitologii. Jedna z nich nosiła np. nazwę "Eol", od syna króla mórz Posejdona. Inną ochrzczono "Ariadna", nawiązując do słynnego mitu o Minotaurze.

W świecie transakcje typu swaps z udziałem derywatów są powszechnie stosowane. Formalnie nie ma w nich nic nielegalnego. "Problematyczne jest jednak to, że Grecy i Goldman Sachs trzymali je w tajemnicy. Oczywiście amerykański komercyjny bank nie ma obowiązku tłumaczenia się ze swojej działalności przed Eurostatem, dlatego wina leży po stronie Greków, którzy uprawiali prawdziwą kreatywną księgowość" - mówi nam Zsolt Darvas z brukselskiego Instytutu Breugela.

czytaj dalej



Reklama

Grecy nie są pierwszym przykładem państwa UE, które skorzystało z kontrowersyjnych form zarządzania swoim zadłużeniem w celu sprostania unijnym kryteriom spójności. Po podobne rozwiązania sięgali na swojej drodze do euro Włosi. "W przypadku Grecji problemem jest jednak niespotykana dotąd skala zjawiska" - mowi nam główny ekonomista Center for European Report Simon Tilford. To właśnie spowodowało, że grecki deficyt budżetowy po zeszłorocznej zmianie rządu w Atenach wzrósł w ciągu jednej nocy z 3 do 12,7 proc PKB. I od tamtej pory cała finansowa Europa zastanawia się, jak poradzić sobie z tym problemem, zanim pociągnie za sobą wiarygodność wspólnej waluty euro.

p

Reklama

RAFAŁ WOŚ: Jak to możliwe, że Grecy przez 10 lat podkręcali swoje statystyki i nikt tego nie przeciął?
GUSTAVO PIGA: Jestem wściekły z tego powodu. 10 lat temu wydałem książkę, w której dokładnie opisałem mechanizm fałszowania statystyk przy pomocy takich nowoczesnych i skomplikowanych instrumentów finansowych jak np. derywaty (czyli zaciąganie zobowiązań pod przyszłe zyski - red.). Nie oskarżałem w niej Greków ani nikogo innego. Chodziło mi raczej o naszkicowanie zagrożenia, które wisi nad strefą euro. Niestety przez całą dekadę nikt: ani media, ani politycy, ani organizacje pozarządowe nie podniosły tej sprawy.

Dlaczego?
W czasie finansowego boomu na Wall Street derywaty wydawały się genialnym pomysłem najbardziej nowocześnie myślących bankowców. Dopiero gdy nadszedł kryzys i zmieniło się nastawienie do tego, co dzieje się na rynkach finansowych, opinia publiczna spojrzała na takie narzędzia chłodniejszym okiem. Bo w sumie nie są one ani dobre, ani złe. Rozsądnie używane pomagają w zarządzaniu długiem publicznym, który jest nieodłączną częścią gospodarek kapitalistycznych. Problem zaczyna się, gdy jakiś rząd zaczyna je traktować jako bezzwrotne pożyczki.

Czy można temu zapobiec?
Można próbować. Po pierwsze: wszystkie transakcje pod przyszłe zyski muszą być zaksięgowane jako realny wydatek już w momencie jej zawarcia, a nie dopiero gdy jest realizowana, czyli za kilka lat. Wtedy wszyscy mają wgląd w prawdziwą sytuację finansową. Po drugie: potrzebna jest lepsza kontrola. Od lat przekonuję do tego, by w Brukseli powstał specjalny lotny zespół ekspertów ds. kontroli finansowej, który na wyrywki kontrolowałby finanse krajów UE.

Czy to wystarczy?
Powiem brutalnie. Jeśli jakiś rząd suwerennego państwa, chce oszukiwać, to... będzie to robił. Ma niezbędne środki i trudno go ukarać. Aby mu przeszkodzić, trzeba sprawić, by oszukiwanie stało się dla niego jak najbardziej uciążliwe.

Gustavo Piga, ekonomista z rzymskiego uniwersytetu Tor Vergata, jeden z najlepszych w Europie ekspertów w dziedzinie derywatów