Polak pracujący na kontrakcie w Libii, wylatywał dziś rano z Trypolisu do Polski. Znalazł się na lotnisku tuż po tym, jak libijska maszyna uderzyła w ziemię. Opowiada dziennikowi.pl, że kadłub stanął w płomieniach.

Reklama

Widzieli to pasażerowie samolotu, którym leciał nasz rozmówca. Relacjonuje, że maszyna ruszyła po pasie, ale po chwili pilot ją zatrzymał, a do okien rzucili się członkowie załogi. Za ich przykładem poszli pasażerowie. Polak opowiada, że zobaczyli płonący samolot w odległości pół kilometra od swojej maszyny. Potem ich pilot dostał zgodę na start i poleciał do Rzymu.

Pierwsze informacje przekazywane przez libijskie służby bezpieczeństwa mówiły, że zginęli wszyscy, którzy byli na pokładzie. Jednak według najnowszych doniesień, z samolotu uratował się ośmioletni chłopiec z Holandii. Źródła medyczne podają, że ma tylko złamania i siniaki, a jego stan jest stabilny.

Libijski minister transportu Muhammad Ali Zidan wykluczył, że do katastrofy doszło w wyniku zamachu terrorystycznego. "Definitywnie odrzucamy hipotezę, że katastrofa była wynikiem aktu terrorystycznego" - powiedział minister na konferencji prasowej.

Reklama

Samolot należał do do libijskich linii lotniczych Afriqiyah. Maszyna leciała z Johannesburga w RPA. Do wypadku Airbusa A330 doszło o godzinie 6 rano. Wśród 103 ofiar jest 22 Libijczyków - wszyscy członkowie załogi i kilku pasażerów. Reszta pasażerów pochodziła z wielu krajów. Na ich liście nie ma polskobrzmiących nazwisk.

Warunki meteorologiczne rano w Trypolisie były dobre. Niebo było lekko zachmurzone.