Inżynierowie z BP podjęli w środę próbę powstrzymania wycieku ropy metodą "top kill". Polega ona na wpompowaniu w rejon głowicy przeciwerupcyjnej w szybie naftowym, gdzie nastąpił wyciek, specjalnych substancji przypominających muł, które mają zatamować ropę, a potem cementu, który trwale zatka nieszczelność w szybie.

Reklama

Jak powiedział w czwartek dowódca amerykańskiej Straży Przybrzeżnej, admirał Thad Allen, ekipy ratunkowe "przynajmniej tymczasowo" zatamowały wyciek.

Telewizja Fox News podała początkowo, że operacja "zakończyła się sukcesem", ale potem rząd federalny sprostował tę wiadomość, informując, że chodzi o chwilowe powstrzymanie wycieku.

Dalsze prace trwają. Zacementowanie nieszczelności w szybie będzie możliwe dopiero, gdy ciśnienie ropy spadnie do zera.

Jak podał "Los Angeles Times", Allen zapowiedział też, że międzyresortowa komisja ogłosi w czwartek wieczorem skorygowane szacunki, ile ropy wydostało się z uszkodzonego szybu do zatoki.

Reklama

Straż Przybrzeżna podała najpierw, że dziennie do morza wypływa 5000 baryłek ropy, ale niezależni eksperci twierdzą, że wycieka jej dużo więcej - być może dziesiątki tysięcy baryłek dziennie.

Eksperci rządowi przyznali w czwartek, że wyciek ropy w Zatoce Meksykańskiej jest największą tego rodzaju katastrofą ekologiczną w historii USA. Do zatoki wypłynęło już więcej ropy, niż w czasie katastrofy tankowca Exxon Valdez w pobliżu Alaski w 1989 r. - być może nawet dwa razy więcej.

Reklama

Prezydent Barack Obama zapowiedział zamrożenie na sześć miesięcy wydawania dalszych pozwoleń na wiercenia naftowe w Zatoce Meksykańskiej.

Wiadomo już, że do katastrofy doprowadziły zaniedbania środków bezpieczeństwa przez BP. Przymykała na nie oczy rządowa agencja MMS, odpowiedzialna za nadzór nad wierceniami.