Generał Tommy Franks, główny dowódca Armii USA w latach 2000-2003, jeszcze przed wojną w Iraku przedstawił cywilnym zwierzchnikom bardzo optymistyczną wersję tego, jak będzie przebiegała wojna w Iraku. Amerykanie przewidywali, że rząd iracki powstanie jeszcze przed końcem wojny, armia Saddama nie będzie stawiała oporu, a liczba żołnierzy amerykańskich będzie stopniowo maleć. W ciągu 4 lat, czyli do grudnia 2006 roku, miała spaść do 5 tysięcy.
Tymczasem nic z tego się nie spełniło. Obecnie w Iraku działa ponad 141 tysięcy amerykańskich żołnierzy, a ponad 10 tysięcy kolejnych jest w drodze.
Generał broni się, że przygotowywał na najgorsze swoich cywilnych zwierzchników. Jednak dokumenty, które wyciekły, podważają jego słowa. "Nie wiem, z czego wynikał jego optymizm" - komentuje Thomas Blanton z Narodowych Archiwów Bezpieczeństwa. Franks w ogóle nie wziął pod uwagę napięć między sunnitami, szyitami i Kurdami.