Mastrogiacomo i dwaj jego afgańscy koledzy zaginęli 5 marca w prowincji Helmand w południowym Afganistanie. Dziennikarz "La Repubblica" przygotowywał materiał o talibach. Jechał właśnie na rozmowy z ich przywódcami.

Tydzień później do mediów trafiło nagranie, na którym Mastrogiacomo błagał o pomoc. To był dowód na to, że dziennikarz żyje. Ale jak zapowiadali talibowie, zginie, jeśli rząd Włoch nie spełni ich żądań. Porywacze domagali się jak najszybszego ogłoszenia terminu wycofania 2 tysięcy włoskich żołnierzy z Afganistanu.

Jeden z dwóch Afgańczyków, uprowadzonych wraz z reporterem, zginął z ręki talibów. Skazali go na śmierć za szpiegostwo. Podobny los czekał Włocha.

Na szczęście afgańskie władze, które cały czas negocjowały z porywaczami, zgodziły się zwolnić z więzienia dwóch wysokich rangą przedstawicieli talibów. Daniele Mastrogiacomo miał odzyskać wolność za tych właśnie dwóch talibów.

Jednak dopóki włoski rząd nie potwierdzi, że dziennikarz jest bezpieczny, nie można mówić o sukcesie negocjacji z Afgańczykami.