Na ten niecodzienny pomysł wpadł Joseph MacPherson, właściciel Pasadenanow.com, lokalnego portalu informacyjnego. "Telefon i e-mail działają tak samo w Pasednie i w Bombaju, a posiedzenia rady miasta można obejrzeć w internecie" - tłumaczy agencji AP.

Pasadeńscy radni zazwyczaj obradują do późnego wieczoru. Kiedy w Kalifornii jest noc, w Indiach dopiero południe. Dzięki różnicy czasu Hindusi zdążą z napisaniem relacji na rano. Objaśnią czytelnikom kulisy zatwierdzania funduszy na remonty ulic i pomoc społeczną, zrelacjonują przepychanki na scenie politycznej 160-tysięcznego miasta.

Dziennikarze - jeden w Bombaju, drugi w Bengalurze - zarobią wspólnie 1700 dol. miesięcznie, a za takie pieniądze w Kalifornii trudno byłoby znaleźć nawet jednego doświadczonego pracownika redakcji. " Odkryłem tani sposób na podniesienie poziomu lokalnych mediów w Ameryce" - mówi z dumą MacPherson. Inspiracji dostarczyła mu branża odzieżowa, w której pracował wcześniej, zamawiając towar w Wietnamie i Indiach.

Jednak amerykańscy wydawcy nie wykazują podobnego entuzjazmu. "To głupota. O społeczności tak złożonej jak nasza, nie da się pisać na odległość" - krytykuje pomysł Larry Wilson, redaktor lokalnego dziennika "Pasadena Star-News". "Nikt nie uwierzy ludziom, którzy nie znają opisywanych przez siebie instytucji. To ostrzeżenie dla amerykańskiego dziennikarstwa" - dodaje Bryce Nelson, mieszkaniec Pasadeny i wykładowca dziennikarstwa na University of Southern California.

Wygląda jednak na to, że MacPherson otworzył nowe pole dla outsourcingu, czyli przenoszenia miejsc pracy z Ameryki do tańszych krajów. Dzięki dobrej znajomości angielskiego i biegnącym po dnie Pacyfiku nowym światłowodom miliony Hindusów mogą pracować dla Amerykanów. Są teleasystentami lekarzy, telesprzedawcami i konsultantami na infoliniach, a nawet korepetytorami. Dla dziennikarstwa potencjał Indii odkryła już agencja Reutera, która zatrudnia w Bangalurze kilkuset ludzi relacjonujących wydarzenia na... nowojorskiej giełdzie.

"Wielu tych ludzi nigdy nawet nie było Ameryce" - przyznaje w rozmowie z "Dziennikiem" Y.P. Rajesh, główny korespondent Reutera w New Delhi. Ale dziennikarstwo ekonomiczne to zupełnie inna branża. Nie trzeba biegle znać lokalnej specyfiki, tylko śledzić giełdowe wskaźniki i analizować raporty spółek.

Zdaniem Rajesha, pomysł właściciela portalu Pasedena Now należy potraktować jak eksperyment, który może się powieść. "Przecież gdyby ktoś pięć lat temu powiedział mi, że to właśnie w Indiach będzie powstawała duża część serwisu z Wall Street, pewnie bym go wyśmiał" - przyznaje dziennikarz.











Reklama