Chory mężczyzna wyleciał 13 maja z Atlanty do Paryża. 11 dni spędził w Europie. 24 maja w Pradze wsiadł na pokład samolotu do Kanady. Z Montrealu do Stanów Zjednoczonych wrócił samochodem.

Teraz leży w szpitalu. O tym, by objąć go kwarantanną, zdecydował sam prezydent USA. To pierwszy taki przypadek od 1963 roku.

Władze USA proszą wszystkich, którzy mieli kontakt z Amerykaninem, by jak najszybciej poszli do lekarza. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy lecieli tym samym samolotem, co chory na ciężką gruźlicę turysta. Badani są już członkowie załogi samolotu. Specjaliści uspokajają, że ryzyko zarażenia nie jest wysokie, ale na wszelki wypadek trzeba sprawdzić, czy niebezpieczna odmiana nie zaatakowała kogoś jeszcze.

Kiedy turysta wsiadał do samolotu, wiedział, że jest chory. Ale dopiero kiedy wrócił z wojaży, lekarze powiedzieli mu, że ma bardzo ostrą - i odporną na leczenie - odmianę gruźlicy - informuje telewizja ABC. Choroba jest odporna na większość stosowanych w tym wypadku leków. Dlatego kuracja ratująca mężczyźnie życie może kosztować nawet pół miliona dolarów (prawie 1,5 miliona złotych).