Oficjalnie władze Rosji nie potwierdzają tych informacji, jednak rosyjscy eksperci nie mają najmniejszych wątpliwości, że gdy powstanie rura omijająca Białoruś, można będzie zapomnieć o "Przyjaźń". "To jest więcej niż pewne. Przecież właśnie w tym celu jest budowany rurociąg do Primorska nad Bałtykiem" - mówi DZIENNIKOWI Konstantin Simonow, rosyjski ekspert ds. energetycznych.

Reklama

Pomysł zamknięcia "Przyjaźń" pojawił się w Rosji po styczniowej wojnie naftowej z Mińskiem. By zmusić białoruskiego prezydenta do uległości, Transnieft na kilka dni zakręcił kurek z ropą dla Białorusi, przy okazji przerywając dostawy do Polski i innych europejskich odbiorców. "Moskwa obawia się kolejnego szantażu Łukaszenki, więc chce zrezygnować z Przyjaźni" - tłumaczy Simonow.

Prezes Transnieftu Siemion Wajnsztok przekonywał wprawdzie ostatnio, że wcale nie musi tak być. "Nie zamierzamy rezygnować z tłoczenia ropy przez "Przyjaźń", rura do Primorska ma jedynie dać nafciarzom wybór" - stwierdził. Eksperci nie wierzą jednak w jego zapewnienia. "W kręgach politycznych ta decyzja już zapadła. Jej wprowadzenie w życie to tylko kwestia czasu" - mówi DZIENNIKOWI analityk Michaił Krutichin z "Russian Energy Weekly".

Przypomina, że kilkanaście dni temu rosyjski rząd zatwierdził projekt budowy drugiej nitki Bałtyckiego Systemu Rurociągowego (BTS-II), który pozwoli przekierować ropę tłoczoną obecnie przez Białoruś do portu w Primorsku. Zdaniem Krutichina Rosjanie spieszą się z tym projektem. "Transnieft i Kreml chcą, by stało się to jak najszybciej, nawet w ciągu półtora roku. Plan został zatwierdzony w trybie nadzwyczajnym i z pominięciem wymaganych procedur. To znaczy, że dla kogoś to jest bardzo ważne" - mówi DZIENNIKOWI ekspert.

Reklama

Przyjaźnią płynie dzisiaj prawie cała ropa do polskich rafinerii: PKN Orlen kupuje na wschodzie 100 proc. surowca, a Grupa Lotos 90 proc. Zamknięcie"Przyjaźni" będzie więc dla Warszawy wyjątkowo dotkliwe.

"Choć nie będziemy musieli rezygnować z rosyjskiej ropy, ta przywożona tankowcami z Primorska na pewno będzie droższa. Także ta kupowana na światowych giełdach jest droższa niż ta z "Przyjaźni". Na zamknięciu tego rurociągu ucierpimy my wszyscy: klienci" - powiedział DZIENNIKOWI Janusz Steinhoff, były minister gospodarki. "Już ropa przywożona do Możejek tankowcami z Primorska kosztuje Orlen o ok. 2 - 3 dolary więcej za baryłkę" - dodaje w rozmowie z DZIENNIKIEM ekspert rynku paliw Andrzej Szczęśniak.

Ministerstwo Gospodarki bardzo ostrożnie podchodzi do informacji o możliwym zamknięciu "Przyjaźni". "Nie zakładamy, że Rosja do tego dąży, bo byłby to gest nieprzyjazny wobec polskich i niemieckich odbiorców" - mówił niedawno wiceminister gospodarki Piotr Naimski.

Jednak polskie koncerny naftowe już przygotowują strategię na wypadek zamknięcia rury. "Jeszcze do końca roku przystosujemy rafinerię do przerobu ropy sprowadzanej tankowcami, także spoza Rosji" - przekonywał w wywiadzie dla polskiego wydania "Wall Street Journal" prezes Orlenu Piotr Kownacki. A Grupa Lotos postanowiła, że za pięć lat będzie kupować w Rosji jedynie 40 proc. ropy.