"Pozdrowienia dla niezłomnych matek ofiar 6.4!" - taki anons ukazał się 4 czerwca na 14. stronie popołudniówki "Chengdu Wanbao", wydawanej w stolicy zachodniej prowincji Syczuan, Chengdu. "6.4" to używana w Chinach skrótowa nazwa wydarzeń z 4 czerwca 1989 r., kiedy to wojsko krwawo stłumiło studencki protest w centrum Pekinu. Według różnych szacunków, w nocy z 3 na 4 czerwca na placu Tiananmen i w całym mieście zginęło od kilkuset do kilku tysięcy osób, które dopominały się m.in. o demokrację.

Reklama

Wydarzenia sprzed 18 lat są w Chinach tematem tabu - masakra nie istnieje w oficjalnym obiegu informacji. Dlatego młoda pracownica "Chengdu Wanbao", która odebrała ogłoszenie, po prostu nie wiedziała, co kryje się pod datą 6.4. Nie pomogły tłumaczenia, że zadzwoniła nawet do ogłoszeniodawcy, by wyjaśnić, o co chodzi. "To była katastrofa górnicza" - usłyszała odpowiedź. Ogłoszenie zaakceptowała, a następnego dnia wybuchła afera.

"Większość młodych Chińczyków nie wie, co wydarzyło się na placu Tiananmen" - przyznaje w rozmowie z DZIENNIKIEM Yiyi Lu, sinolożka z University of Nottingham. "Ale to nie tylko kwestia cenzury, ale także ogromnego tempa przemian gospodarczych i generacyjnych. Dzisiejsze młode pokolenie jest zupełnie inne niż to, które w latach 80. dopominało się o demokrację. Dzisiejsi studenci chcą zakładać interesy, grać na giełdzie, wyjechać na studia za granicę" - dodaje Lu.Kim był tajemniczy ogłoszeniodawca i jaki spotkał go los - media milczą.

Można przypuszczać, że to sympatyk organizacji Matki Tiananmen, która od 2000 roku dopomina się o prawdę o „6.4”, a także o uwolnienie osób przebywających od tego czasu w więzieniu i o prawo do czczenia pamięci zmarłych. W 2004 r. trzy kobiety z tej organizacji tymczasowo aresztowano, jednak w ostatnią rocznicę 4 czerwca, jednej z nich, liderce ruchu prof. Ding Zilin pozwolono po raz pierwszy uczcić pamięć syna w miejscu, gdzie 18 lat temu został on zastrzelony przez żołnierzy.

Reklama

Czy to sygnał rzeczywistych zmian, czy gest, który ma zjednać zachodnią opinię przed przyszłoroczną olimpiadą w Pekinie? "To niestety tylko gest, bo historie takie jak ta z <Chendu Wanbao> pokazują, że niewiele się zmienia" mówi DZIENNIKOWI Vincent Brossel z organizacji Reporterzy bez Granic, która przed igrzyskami w Pekinie prowadzi kampanię <Chiny - Złoty Medal za łamanie praw człowieka>. - Kiedy w 2001 r. Chińczycy zdobyli prawo organizacji olimpiady, rząd w Pekinie obiecywał zmiany. Ciągle czekamy na spełnienie tych obietnic" - dodaje Brossel.