Maj 1994 roku, północny Londyn. Laburzyści wciąż są w szoku po nagłej śmierci swojego lidera Johna Smitha, człowieka, który miał wreszcie wydobyć Partię Pracy z kilkunastoletniego marazmu. Tymczasem w modnej wówczas restauracji Granita w Islington spotykają się dwaj najpoważniejsi kandydaci do schedy.

Gordon Brown i Tony Blair są przyjaciółmi, znają się od ponad dekady. Po raz pierwszy dostali się do parlamentu w tym samym, 1983 roku i zbiegiem okoliczności podczas pierwszej kadencji dzielili ze sobą biuro poselskie. Pierwszy jest w gabinecie cieni ministrem finansów, drugi - spraw wewnętrznych. To oni mają teraz rozegrać walkę o schedę po Smithie.

Tajemnica Granity do dziś pozostaje nierozwiązana. Nie wiadomo, czy owego wieczora zawarli układ i w jakim stopniu był on wiążący. Brown i jego współpracownicy twierdzą, że miał on zrezygnować z ubiegania się o funkcję lidera laburzystów. W zamian Blair obiecywał, że w trakcie drugiej kadencji w rządzie przekaże mu fotel premiera.

Po latach Blair - już popularny premier trzymający wszystkie sznurki władzy - będzie zaprzeczał. Faktem jest, że Brown w 1994 roku wycofał się z wyścigu, umożliwiając zwycięstwo rywalowi. "Absolutnie nie mam wątpliwości, że taki układ istniał, bo nazajutrz rano Gordon zadzwonił do mnie i opowiedział mi o tym" - ujawni po latach znajomy dziennikarz Browna, Tom Brown.

W cieniu Blaira
Trzy lata po spotkaniu w Granicie obaj prowadzą Partię Pracy do wielkiego wyborczego zwycięstwa. 2 maja 1997 roku Brown zostaje ministrem finansów odpowiedzialnym za całą politykę finansową i gospodarczą państwa, a tym samym człowiekiem numer dwa w rządzie Blaira. Na tle nowego premiera - eleganckiego, zawsze uśmiechniętego, zarażającego kraj entuzjazmem, otwartego, rozumiejącego rolę mediów - wygląda jak człowiek z innego świata: włosy w nieładzie, pomięte garnitury, zamknięty w sobie, unikający kamer, niewiele mówiący, a właściwie mruczący, i na dodatek z silnym szkockim akcentem. Stary kawaler, który ożeni się dopiero w wieku 49 lat, według złośliwych po to, by zdementować plotki o swoim rzekomym homoseksualizmie.


Pochodzi ze środowiska bardziej laburzystowskiego niż szampańsko-lewicowy Blair, co nie przeszkadza mu - podobnie jak Blairowi - odrzucać całą lewicową ekonomię. Gdy zostanie ministrem skarbu, poobniża podatki, nie będzie się wtrącać do polityki banku centralnego i nie zwiększy wydatków socjalnych. Odnosi się też sceptycznie do euro. Razem tworzą bardzo skuteczny duet: brytyjska gospodarka staje się najbardziej konkurencyjna w całej zachodniej Europie, z niską inflacją, niewielkim bezrobociem i stabilnym wzrostem. Zapewnia to Partii Pracy bezprecedensowe w jej historii kolejne zwycięstwa wyborcze.

Szczególnie to ostatnie, w 2005 roku, jest zasługą dobrych wyników gospodarczych, czyli ministra finansów osobiście. Blair z powodu wojny w Iraku, do której wplątał Anglię, w tym czasie już tylko ciągnie laburzystów w dół. Dla Browna to jednak wątpliwa satysfakcja, podobnie jak to, że staje się najdłużej urzędującym brytyjskim ministrem finansów od prawie 200 lat. Z każdym rokiem narasta w nim frustracja z powodu niespełnionej obietnicy Blaira, ich przyjaźń zaś najpierw staje się coraz bardziej szorstka, a wreszcie się kończy.

"Nie mogę już wierzyć w żadne twoje słowo" - miał się zwrócić Brown do Blaira latem 2004 roku. Podobno podczas ostatniej kampanii prywatnie już w ogóle ze sobą nie rozmawiali, przyjaźń blakła, aż w końcu zamieniła się jedynie w zaciekłą rywalizację. Dziś minister finansów oficjalnie wciąż popiera swojego odchodzącego szefa, ale nie bez satysfakcji przygląda się, jak ten po oddaniu władzy nad partią i rządem odchodzi na polityczną emeryturę.

Naprawiacz świata
Analitycy zastanawiają się teraz, jaki jest nowy premier Brytanii, człowiek, który poprowadzi ją po barwnym i medialnym Blairze. Brown nie dorównuje mu pod względem marketingu politycznego. Przeciwnicy widzą w nim mało zdolnego mruka, zwolennicy politycznego altruistę. "On naprawdę budzi się co rano, myśląc: w jaki sposób mogę uczynić świat lepszym" - mówi jeden z jego przyjaciół.


Reklama

Wrażliwości na ludzką krzywdę i charakterystycznego dla Szkotów egalitaryzmu Brown nauczył się od ojca, kalwińskiego pastora z niewielkiego Kirkcaldy na wschodnim wybrzeżu Szkocji. Jego dziecięce lata upłynęły w tej małej miejscowości, w której właśnie zlikwidowano jedyną fabrykę i która - jak cała Szkocja - głosuje na Labour Party.

W pierwszej połowie lat 50. Wielka Brytania wciąż jeszcze wydobywa się z wojennych zniszczeń. Mimo że rodzina Brownów żyje w dość dobrych warunkach, mały Gordon na co dzień widzi wokół autentyczną biedę. Znajomi Browna wspominają często pewną anegdotkę. Pewnego dnia, gdy miał 10 lat, matka po powrocie do domu zastała go w kuchni rozmawiającego z miejscowym włamywaczem. Okazało się, że Gordon znalazł go na schodach przed domem i zrobiło mu się go żal, więc postanowił go wpuścić do domu.

"Mój ojciec zawsze uważał pomaganie innym za swój obowiązek" - opowie po latach. Wkrótce jednak naprawianie świata przybiera bardziej konkretną formę. Gdy ma 12 lat, wraz ze starszym bratem Johnem zaczyna pisać i wydawać powielaną w kilkuset egzemplarzach gazetkę, z której dochód jest przeznaczany na pomoc dla afrykańskich uchodźców. Pozostaną mu podobne gesty. "Wydajemy więcej na krowy niż na biednych" - powie już jako minister finansów, krytykując unijne subsydia dla rolników, a przy okazji domagając się większego zaangażowania UE w rozwiązywanie globalnych problemów.

Pracoholik i niechluj
Altruizm pastorskiego syna idzie w parze z dużymi zdolnościami. Przez szkołę przechodzi jak burza - postanowiono go przepuścić w przyspieszonym tempie i już w wieku 16 lat trafia na uniwersytet w Edynburgu. Ale wcześniej ma miejsce jeszcze jedno zdarzenie, które wywrze ogromny wpływ na późniejsze życie przyszłego ministra finansów.


W ostatniej klasie szkoły średniej, w której też jest rok - dwa młodszy od kolegów z klasy, podczas meczu rugby zostaje tak niefortunnie kopnięty w głowę, że traci wzrok w lewym oku. Mimo kilku operacji nigdy go nie odzyska. Co gorsza, już na uniwersytecie, podczas gry w tenisa, dostrzega podobne objawy w prawym oku. Ślepnie.

Znów potrzebna jest operacja, która tym razem przynosi efekt. Brown musi jednak porzucić marzenia o karierze rugbisty. I długo żyje w przekonaniu, że całkowita utrata wzroku to ciążący nad nim i odkładany jedynie w czasie wyrok. "Zaczął żyć w pośpiechu, bojąc się, że wkrótce będzie ślepy" - wspomina jego brat John.

W walce z czasem popada w charakterystyczny brownowski pracoholizm. Ma go już na studiach. Nie tylko wcześniej je kończy, ale robi też doktorat, a potem zostaje nawet rektorem uniwersytetu. Robi karierę, nie zwracając uwagi na nic dookoła. Cieszy się popularnością wśród kobiet, ale niewiele z tego ma. Uchodzi za zaniedbanego, a jego pokój to brud połączony z niechlujstwem.

"Na drzwiach powinien być znak: uwaga, skażenia chemiczne" - opowiadać będzie dziennikarzom Jonathan Wills, który przez chwilę dzielił z nim mieszkanie. Z czasem nauczy się wyglądać jak człowiek - pracoholikiem jest nadal. Współpracownicy Browna do dziś wspominają, jak podczas kampanii przed wyborami 1997 roku pracował po 18 godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu, a miał jeszcze siłę, by wcześniej przez godzinę ćwiczyć na bieżni ruchomej.

Przeklęty ojciec
Kariera przeszkadza mu w życiu osobistym. W latach 70. rujnuje mu poważny związek. Jego ówczesną partnerką jest księżniczka Małgorzata, najstarsza córka byłego króla Rumunii Michała i 82. osoba w kolejce do brytyjskiego tronu. Gdyby wzięli ślub, Brown wżeniłby się w najwyższe sfery. - To był bardzo silny i romantyczny związek. Nigdy nie przestałam go kochać, ale pewnego dnia przestało to wyglądać dobrze - była tylko polityka, polityka, polityka - opowie po latach Małgorzata.


Wielu oskarża go po prostu o nieliczenie się z ludźmi i brak umiejętności współpracy. Tony Blair zwykle dowiadywał się o szczegółach budżetu na kilka godzin przed jego prezentacją w parlamencie. "Mieliśmy szczęście, jeśli poznaliśmy go dwa dni wcześniej. Zbieraliśmy do kupy informacje z gazet jak wszyscy inni" - wspomni jeden ze współpracowników Blaira.

Alastair Campbell, były szef służb prasowych Blaira, miał kiedyś powiedzieć o Brownie, że nie jest wolny od wad psychicznych. Ale i jego znajomi też przyznają, że ma wybuchowy temperament i nie lubi sprzeciwu. Świadczą o tym nawet e-maile wysyłane przez Browna - pisane krzyczącymi wersalami i pełne literówek będących efektem agresywnego uderzania w klawiaturę. Wiosną tego roku Lord Turnbull, wieloletni wyższy urzędnik w Ministerstwie Skarbu, zarzuca na łamach prasy Brownowi, że rządzi ministerstwem ze stalinowską bezwzględnością, a ludzi traktuje z mniejszą lub większą pogardą.

Jednak nie należy do ludzi niereformowalnych. Politycznie coraz bardziej dojrzewa do rządów, a laburzyści widzą w nim szansę na uratowanie partii przed klęską w następnych wyborach. Zmienia się też jego życie osobiste. Od zawartego latem 2000 roku ślubu z poznaną kilka lat wcześniej Sarah Macaulay zaczyna się stopniowa transformacja Browna. Z polityka staje się człowiekiem. Nie ogranicza się do uporządkowania włosów i wyprasowania garniturów. W grudniu 2001 roku rodzi mu się córka Jennifer Jane.

"Polityka dziś wygląda na mało istotną. Gdy widzisz swoją córkę, jak się uśmiecha i porusza, to jest to wspaniałe uczucie" - zwierza się dziennikarzom powściągliwy zwykle Szkot. Dziecko dotknięte ciężkim schorzeniem przeżyje 10 dni - Wielka Brytania dzięki telewizji i tabloidom obserwuje ze łzami tragedię swojego ministra.

W 2003 roku przychodzi na świat drugie dziecko Brownów - John, a w zeszłym roku trzecie - James Fraser. - Uwielbiam być ojcem, to wspaniała zabawa. Nie ma nic ważniejszego - mówi tym razem. I znów tragedia, bo okazuje się, że młodszy syn cierpi na ciężką genetyczną chorobę.

Metamorfoza
Brown staje się nagle bardziej ludzki i rzuca wyzwanie popularnemu liderowi konserwatystów Davidowi Cameronowi. Zaczyna się uczyć być politykiem sukcesu. Na twarzy pojawia mu się uśmiech, okazuje się też, że ma poczucie humoru. Rozumie już, czym w ojczyźnie tabloidów są media. Lobbując na rzecz walki z globalnym ociepleniem i biedą, pokazuje się z gwiazdami popkultury, jak Angelina Jolie czy Bono.


Wreszcie sam prawie staje się jedną z celebrities - w wywiadach przyznaje m.in., że nosi bieliznę z Marks & Spencer, lubi się budzić przy muzyce Arctic Monkeys, ma iPoda, a jeśli ktoś miałby go zagrać w filmie, to chciałby, by był to George Clooney. Bo tylko gwiazda tego typu jest godna wcielenia się w rolę człowieka, który święcie wierzy, że przez 10 lat uczynił Wielką Brytanię jednym z najlepiej prosperujących krajów świata. Człowieka, który właśnie przejmuje nad nią władzę.