Wiluczyńsk będzie portem dla okrętów typu Borej, pierwszych jednostek wyprodukowanych przez Rosję po zakończeniu zimnej wojny. Mają one zastąpić znaczną część jednostek zbudowanych jeszcze w czasach ZSRR i być podstawą morskich sił jądrowych.

Pierwszy okręt klasy Borej, po 10 latach budowy, zwodowano z wielkim hukiem 15 kwietnia w Siewierodwińsku nad Morzem Białym. Na cześć historycznego założyciela Moskwy ochrzczono go imieniem Jurija Dołgorukiego. W budowie znajdują się dwie kolejne jednostki tego typu - "Aleksander Newski" i "Władimir Monomach", a do końca 2017 r. w służbie powinno się znaleźć osiem okrętów, które będą stopniowo zastępować Akuły, Kalmary i Mureny. 170-metrowe giganty będą uzbrojone w 12 rakiet balistycznych Buława-M. Każda z nich będzie mogła przenosić do 10 głowic nuklearnych na odległość nawet 8 tys. km.

Reklama

Zdaniem ekspertów słowa o budowie nowej morskiej bazy padają właśnie teraz nieprzypadkowo, bo relacje Rosji i USA są wyjątkowo napięte. Moskwa jest rozjuszona amerykańskimi planami budowy w Europie Środkowej tarczy antyrakietowej i głośniej niż kiedykolwiek od zakończenia zimnej wojny domaga się międzynarodowego respektu, kreując się na światową potęgę.

"To dalszy ciąg naszej licytacji z Waszyngtonem" - przekonuje w rozmowie z DZIENNIKIEM rosyjski ekspert od spraw militarnych Wadim Sołowiow. "Baza na Kamczatce będzie uzupełnieniem starej bazy w Siewieromorsku na północy Rosji, gdzie ciągle jeszcze stacjonują sowieckie atomowe łodzie podwodne" - dodaje.

Reklama

Sołowiow tłumaczy, że takie plany doskonale wpisują się w ideę "asymetrycznej odpowiedzi" na system antyrakietowy promowaną przez pupila prezydenta Władimira Putina, wicepremiera Siergieja Iwanowa, który jeszcze do niedawna był ministrem obrony.

W swoich ostrych wypowiedziach Iwanow nie ukrywa, że Kreml nie zawaha się przed nowym wyścigiem zbrojeń. A o konieczności odbudowania rosyjskiego potencjału strategicznego, całkowicie zaniedbanego w latach 90., mówi się już od wielu lat. Jeszcze w 1998 r. wpływowa Rada Polityki Obronnej i Zagranicznej uznała w dokumencie "Strategia dla Rosji w XXI w.", że bez nowoczesnej broni jądrowej Rosja nie będzie mogła w przyszłości odgrywać znaczącej roli ani wśród wielkich mocarstw, ani w większych organizacjach międzynarodowych.

"Liczebnie rosyjski potencjał atomowy jest porównywalny z amerykańskim, ale bez solidnych inwestycji za kilka lat będzie je dzielić przepaść" - twierdzi w rozmowie z DZIENNIKIEM Jurij Fiodorow z Chatham House. Rosjanie starają się nadrabiać straty, chociaż nie mogą sobie pozwolić na wydatki porównywalne z amerykańskimi.

Reklama

"Budowa bazy w Wiluczyńsku ma kosztować 9 mld rubli. Moskwa będzie robić przy tym sporo szumu w myśl zasady <mamy kasę, więc się zbroimy>" - przekonuje Sołowiow.

Ta "wojskowa propaganda" już funkcjonuje. Po udanych próbach nowych rakiet balistycznych pod koniec maja wicepremier Iwanow wojowniczo zapewniał, że "są one w stanie przebić wszystkie istniejące i potencjalne przyszłe tarcze rakietowe". Kilka tygodni później z dumą poinformował o rozpoczęciu seryjnej produkcji rakiet Topol-M, zapowiadając nowy etap uzbrojenia rosyjskich jądrowych sił strategicznych.

"Nowe rakiety z głowicami jądrowymi, nowe bazy, nowe okręty podwodne. Już za parę lat Stany Zjednoczone zostaną przez nas otoczone" - mówi pół żartem, pół serio Wadim Sołowiow.