Na Partię Demokratyczną głosuje więcej kobiet, podczas gdy Republikanie przyciągają męski elektorat - to zjawisko już znane amerykańskim socjologom. Jednak w przypadku Clinton i Thompsona jest ono wyraźne jak nigdy dotąd. "Kolejnym prezydentem USA zostanie więc polityk, który zdoła przekonać do siebie wyborców płci przeciwnej" - oceniają eksperci.

Reklama

Thompson, były senator i do niedawna gwiazdor serialu "Prawo i porządek", ma wśród swoich zwolenników aż dwie trzecie mężczyzn. Sondaże sytuują go wśród najpoważniejszych kandydatów na następcę George’a W. Busha wśród Republikanów. "Thompson zdobywa poparcie konserwatywnego elektoratu, wykorzystując wizerunek twardziela. Odwołuje się tym samym do spuścizny Ronalda Reagana, który także był hollywoodzkim aktorem" - ocenia w rozmowie z DZIENNIKIEM Michael McDonald, politolog z Brookings Institution w Waszyngtonie. Według sondaży szanse na to, by Thompson stał się kandydatem Republikanów, są obecnie porównywalne z popularnym byłym burmistrzem Nowego Jorku, Rudolphem Giulianim. Jeżeli aktor-polityk zdobędzie nominację, to jego przeciwnikiem będzie najprawdopodobniej Hillary Clinton. To ona jest liderem wśród Demokratów, a ostatnio powiększyła jeszcze przewagę nad głównym konkurentem Barrackiem Obamą. Clinton popiera niemal połowa demokratycznych wyborców, podczas gdy Obamę, czarnoskórego senatora, tylko 26 proc.

"Była Pierwsza Dama wykorzystuje doświadczenia zdobyte u boku męża prezydenta, a jej elektorat to grupa kobiet aktywnych zawodowo. Ma jednak poważny problem: mężczyźni jej nie ufają, a na dodatek nadal istnieje całkiem spora grupa gospodyń domowych przekonanych, że miejsce kobiety jest w domu, i dlatego nieufnych wobec kandydatury Clinton" - mówi McDonald. Jednak na razie aż 41 proc. kobiecego elektoratu Demokratów stawia na Hillary. "Właśnie dzięki temu poparciu Clinton może liczyć na nominację" - ocenia Geoff Garin, socjolog związany z Partią Demokratyczną.

Amerykańscy eksperci przypominają, że "wojna płci" to w życiu politycznym USA nowy fenomen, który pojawił się w latach 90. Wcześniej kobiety i mężczyźni głosowali podobnie. Jednak fala nowego feminizmu skłoniła kobiety, by aktywniej wspierać własną płeć. Analitycy zaczęli nawet pisać, że "Republikanie są z Marsa, a Demokraci z Wenus". Czy zjawisko to uda się wykorzystać Hillary Clinton - pozostaje wielką zagadką trwającej kampanii. "Wątpię, żeby wygrała. Amerykanie to naród <męskich szowinistów>" - żartuje w rozmowie z DZIENNIKIEM Richard Pipes, amerykański historyk i były doradca prezydenta Reagana.

Reklama

W 2000 r. George W. Bush wygrał wśród mężczyzn aż w 43 stanach, podczas gdy jego demokratyczny kontrkandydat Al Gore zaledwie w siedmiu. Jednak w skali kraju pojedynek o głosy pań Bush przegrał - tylko w 16 stanach zdobył wśród nich przewagę. Czy jego następcom uda się poprawić ten wynik? Bush miał jeden poważny atut: był młodszy. Gdy po raz pierwszy wygrał wybory, miał "zaledwie" 54 lata. Tymczasem jego republikańscy koledzy Giuliani i Thompson nie są już młodzikami: pierwszy ma 63 lata, a drugi w przyszłą niedzielę będzie świętował 65. urodziny. Mogą nie być już atrakcyjni dla kobiet, a mężczyźni mogą nie chcieć identyfikować się z takimi "seniorami".