Słynny handlarz bronią Wiktor But zostanie odesłany do USA, by stanąć przed tamtejszymi prokuratorami – zdecydował tajski sąd. Choć decyzja ta została uznana za sukces Waszyngtonu, który od kilku lat próbował dobrać się „handlarzowi śmiercią” do skóry, to jego zeznania mogą pogrążyć wiele osób w Stanach Zjednoczonych i Rosji. Jeszcze w pierwszych latach tej dekady mocarstwa chętnie korzystały z usług Buta.

Reklama

Sam oskarżony nie traci animuszu. – Pójdziemy do amerykańskiego sądu i zwyciężymy – oświadczył But reporterowi rosyjskiej agencji RIA Novosti, który dotarł do niego wkrótce po ogłoszeniu decyzji o ekstradycji. Jego zdaniem proces w Stanach może się skończyć tylko wyrokiem uniewinniającym.

Jednak powrót rosyjskiego biznesmena na wolność może się tym razem okazać zadaniem przekraczającym jego siły. Lista zarzutów wobec Buta obejmuje m.in. dostarczanie broni organizacjom terrorystycznym, spiskowanie w celu zabijania obywateli i żołnierzy USA, próby zdobycia rakiet przeciwlotniczych, pogwałcenie sankcji USA i ONZ, pranie pieniędzy i defraudacje. Dowodów na poparcie tych zarzutów prokuratorom nie brakuje. W sumie grozi mu 180 lat więzienia.

Nie brak też determinacji politykom. Nie jest tajemnicą, że w zeszłym tygodniu – zanim tajski sąd zadecydował o odesłaniu Buta do USA – ambasador Tajlandii w Waszyngtonie został wezwany do Departamentu Stanu. Amerykańscy dyplomaci postanowili podkreślić, że sprawa ta jest jednym z największych priorytetów dla USA”, jak napisano potem w oficjalnym oświadczeniu. Nieoficjalnie wiadomo, że Amerykanie naciskali na Tajów w tej sprawie już od miesięcy.

Reklama

Naciski wywierali też Rosjanie – tyle że im zależało na tym, by But wyszedł na wolność. Decyzja o ekstradycji była dla nich wielkim rozczarowaniem. – Ubolewamy z powodu, naszym zdaniem, nielegalnej politycznej decyzji tajskiego sądu apelacyjnego – oświadczył w piątek szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow. – Zgodnie z informacjami, jakimi dysponujemy, decyzję podjęto pod bardzo silną presją zewnętrzną. To żałosne – dodał.

Amerykańscy politycy w odpowiedzi podkreślają powiązania Buta z rosyjskim wywiadem. Jednak nie ma też wątpliwości, że wiele osób w Waszyngtonie musi się obawiać tego, co But zezna w nowojorskim sądzie. Trudno bowiem wytłumaczyć, dlaczego USA – wiedząc doskonale, kim jest Wiktor But – tak chętnie korzystały z jego usług w Iraku.

A lista zadań, jakie „handlarz śmiercią” wykonywał z polecenia Waszyngtonu, jest długa. Od początku inwazji na Irak jego flota samolotów o nazwie British Gulf przerzucała dla Pentagonu namioty dla marines, urządzenia wideo instalowane potem w czołgach i transporterach, sprzęt potrzebny do rozminowywania, a nawet przesyłki Federal Express. Jeszcze inne linie należące do Buta wspierały najemników pracujących w Iraku dla Waszyngtonu oraz realizującą amerykańskie kontrakty w tym kraju firmę Kellogg Brown & Root. Ukoronowaniem tej współpracy było dopuszczenie przez USA do transakcji, jaką „handlarz śmiercią” zawarł z rządem irackim w 2006 r.: sprzedaży rządowi w Bagdadzie 200 tysięcy kałasznikowów zakupionych wcześniej w Bośni i Hercegowinie.

Eksperci podkreślają, że panujący w tamtych latach chaos prawdopodobnie ułatwił Butowi interesy z administracją amerykańską. Jednak nikt nie jest w stanie wyjaśnić, jak to się stało, że w ramach toczących się od 2003 r. działań przeciw rosyjskiemu biznesmenowi – w tym zamrożenia około 6 mld dol. na jego kontach w USA – nie ujawniono jego współpracy z departamentami obrony i stanu. Tajemnica ta może być ostatnim argumentem przetargowym „handlarza śmiercią” w walce o odzyskanie wolności.