Decyzja zapadła niemal jednogłośnie. Za tą datą opowiedziało się 108 ze 110 deputowanych.
To już czwarte wybory, w których wystartuje - i zapewne wygra - Alaksandr Łukaszenka. Utrzymuje się on niezmiennie przy władzy od 1994 r., kiedy to po raz pierwszy został wybrany głową państwa. Według opozycji i większości analityków kolejne głosowania - w latach 2001 i 2006 - zostały sfałszowane na korzyść ubiegającego się o reelekcję prezydenta. Cztery lata temu oficjalnie poparło go 82 proc. wyborców.
W grudniowych wyborach wystartuje też Polak z pochodzenia, jeden z najbardziej cenionych na Białorusi ekonomistów - Jarosław Romańczuk. Startuje on pod hasłem stworzenia "miliona nowych miejsc pracy".
Białoruscy deputowani uznali, że świąteczny okres tuż po 1 stycznia nie będzie korzystny dla przeprowadzenia głosowania - podaje państwowa agencja BiełTA. Natomiast cytowany przez portal "Biełoruskij Partizan" politolog Alaksandr Fiaduta uważa, że wybory przed końcem roku są korzystne dla szefa państwa, bo pod koniec roku rozmowy między MIńskiem a Moskwą o cenach gazu nie będą jeszcze sfinalizowane. "Łukaszenka zachowa w tym czasie zdolność manewru, ponieważ będzie mniej zależny od nacisku ze strony Rosji" - twierdzi Fiaduta.
Jak przypomina BiełTA, zgodnie z konstytucją i ordynacją wyborczą 110-osobowa Izba Reprezentantów wyznacza datę wyborów prezydenckich nie później niż na pięć miesięcy przed upływem pełnomocnictw urzędującego szefa państwa. Kończą się one 6 kwietnia 2011 roku. Zgodnie z prawem wybory powinny odbyć się nie później niż na dwa miesiące przed upływem tych pełnomocnictw.