Rząd w Atenach przedstawił najnowsze założenia budżetowe. Kraj, którego problemy zadłużeniowe doprowadziły do największego kryzysu w historii euro, jak na razie wzorcowo przeprowadza uzgodniony w maju z Unią Europejską i Miedzynarodowym Funduszem Walutowym plan oszczędnościowy.
Zadłużenie coraz mniejsze
Jeśli wierzyć liczbom przedstawionym przez ministra finansów Giorgosa Papakonstantinu, tegoroczny deficyt budżetowy Grecji wyniesie 7,8 proc. PKB. To oczywiście wciąż grubo powyżej wymaganej przez unijne prawo granicy 3 proc. PKB, ale aż o 5,8 punktów procentowych mniej niż w katastrofalnym 2009 roku. Jednocześnie socjalistyczny rząd w Atenach przewiduje, że w przyszłym roku dziura budżetowa zmniejszy się do 7 proc. Przynajmniej na razie wygląda więc na to, iż Grecja z nawiązką wywiązuje się z uzgodnionego w maju z Komisją Europejską i Międzynarodowym Funduszem Walutowym planu oszczędnościowego, od którego powodzenia uzależnione są kolejne raty pożyczki ratunkowej w wysokości 110 mld euro.
Jak to możliwe, że w ciągu kilku miesięcy Grecy przeistoczyli się z głównego winowajcy europejskiego kryzysu w unijnego prymusa budżetowych cięć? Efekty zaczyna przynosić przede wszystkim przyjęty latem tego roku plan zakładający redukcję wydatków rządowych i podwyższenia podatków na sumę 30 mld euro w ciągu najbliższych trzech lat (tylko w przyszłym roku wydatki spadną o 6,9 proc.).
Brukseli bardzo podoba się też toczona przez rząd Giorgosa Papandreu wojna o poprawę ściągalności podatków. – To jest kluczowy punkt, który zwiększa wiarygodność greckich reform w oczach inwestorów – mówi nam Thomas Klau, analityk Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych.
Jeszcze w przeddzień kryzysu dochody z podatków bezpośrednich stanowiły w Grecji zaledwie 32,6 proc. PKB – grubo poniżej unijnej średniej wynoszącej ok. 40 proc. Aby temu przeciwdziałać, rząd Papandreu przyjął we wrześniu ustawę przewidującą nawet 10 lat więzienia dla oszustów podatkowych. Władze uzyskały też możliwość zamykania na 48 godzin działalności przedsiębiorstw, jeżeli ich właściciele mają problemy z fiskusem. W konsekwencji w pierwszych ośmiu miesiącach tego roku wpływy budżetowe zwiększyły się o prawie 14 proc.
Wzrost najwcześniej za rok
Dobre dane nie oznaczają jednak, że Grecja ma już za sobą najgorsze zadłużeniowe kłopoty. Podczas gdy w wielu miejscach w Europie widać pierwsze oznaki gospodarczego przebudzenia, Hellada wciąż tkwi w głębokiej recesji. Podwyżki podatków i oszczędności przyczyniły się bowiem do tego, że w tym roku PKB skurczy się o ok. 4 proc., a w przyszłym o kolejne 2,5 proc.
Wzrost ma nastąpić najwcześniej w roku 2012. Ateny sygnalizują wprawdzie, że w celu nakręcania koniunktury stawki podatkowe zostaną wkrótce znowu obniżone, jednak trudno będzie to pogodzić z dalszym schodzeniem do wymaganej prze UE granicy 3-procentowego deficytu. Czy w tej sytuacji może powrócić widmo greckiego bankructwa? Szansa na to jest wciąż bardzo duża.