Wyliczył wszystkie reformy i zmiany w konstytucji, jakie zainicjował pod presją tłumów na placu Tahrir. Ale zapowiedział też, że będzie dbał o kraj aż do wyborów prezydenckich – i odejdzie dopiero wtedy.

Reklama

To policzek dla demonstrantów. Jednocześnie jednak od dawna na Bliskim Wschodzie żaden dyktator nie korzył się tak publicznie przed własnym narodem. Bez względu na to, czy protestujący w końcu pozbędą się Mubaraka, czy też reżim w końcu zdecyduje się na zgniecenie demonstracji, ulica wie już, że odniosła zwycięstwo.

Niestety, oznacza to jednak, że wrzenie w Egipcie jeszcze potrwa. – Demonstranci są wściekli, ten chaos będzie się przedłużać – mówi „DGP” Judith Kipper, orientalistka z Institute of World Affairs. Konsekwencją będzie dalszy niepokój na rynkach, wzmagający się ze względu na to, że przykład Egiptu może zainspirować społeczeństwa w innych krajach do buntu przeciw władzy. A jeśli kolejne rewolucje – czy to udane czy nie – ogarną region, wtedy światową gospodarkę czekają miesiące niepewności – drogiej ropy i silnego franka.

Sytuację próbuje stabilizować armia – i to ona, wraz z wiceprezydentem Omarem Sulejmanem, prawdziwą szarą eminencją bliskowschodniej polityki, będzie musiała ważyć racje i tonować nastroje. – Teraz armia zabiega, żeby nie było większego rozlewu krwi – podkreśla Kipper. Sytuacja może ją jednak zmusić do zaangażowania się w proces tranzycji władzy. Choćby po to, by ocalić swoją wyjątkową pozycję w państwie, wykreować nowe elity, wstrzymać marsz islamistów po władzę, zabezpieczyć pokój z Izraelem i – w końcu – pomoc finansową z USA.

Seria wydarzeń z ostatnich dni to potencjalna matryca dla zmian w całym regionie. Z tych samych powodów, co w Egipcie wrze w Jordanii, Jemenie czy Syrii. Również w tych krajach bezrobocie jest znacznie wyższe niż 10 proc., a odsetek ludzi poniżej 25. roku życia i skłonnych do rewolt jest znacznie więcej niż 45 proc. W środę przeciw królowi Jordanii Abdullahowi II zaczęli buntować się również przywódcy wpływowych 36 plemion beduińskich. Wprost zagrozili mu rewoltą podobną do egipskiej i tunezyjskiej – jeśli nie przeprowadzi reform politycznych.