W internetowym wydaniu dziennika "Asahi.com" można znaleźć opis zniszczeń, które reporter gazety zastaje w prefekturze Miyagi. W miasteczku, do którego dociera, czuć odrażający odór soli morskiej wymieszanej z olejem napędowym. Wszędzie zalega 5 cm osad mułu, pływają śnięte ryby. Nagle dziennikarz dostrzega małą dziewczynkę, która siedzi na zgliszczach swego domu i płacze: "Szukajcie mojej mamusi!" - prosi. Dziecko pocieszają żołnierze Japońskich Sił Samoobrony. "Czekaj na nas! Bądź spokojna" - krzyczą do niej przez megafon.

Reklama

To najchętniej czytany tekst ostatnich dni w Japonii. Ludzie szukają informacji, bo w wielu domach gości niepokój o bliskich, po których słuch zaginął. W komunikowaniu się zrozpaczonym Japończykom pomaga m.in. Twitter, na którym ludzie umieszczają krótkie informacje:

"Czy Matsunaga Kazuki zamieszał w Sendai jest bezpieczny? Ocalał?" - pyta użytkowników internetu Wani Aomori, krewny zaginionego, zaś w elektronicznym wydaniu "Yomiuri Shimbun", jednej z największych japońskich gazet, można znaleźć apel: "Czy ktoś nie spotkał Johna, który uczył w szkole języka angielskiego w Sendai? Jest Australijczykiem, martwi się o niego matka. Może jest w centrum dla ewakuowanych? Proszę o wiadomość tutaj lub do jego młodszego brata na Facebooku. Serdecznie dziękuję. Pyta Bossami".

Ludzie próbują odszukiwać się przede wszystkim w społecznościach, w których żyli przed trzęsieniem ziemi: w zakładach pracy, szkołach czy uczelniach. Swoich kolegów szukają m.in. studenci z Uniwersytetu Yamanashi w Kofu. Na stronie uczelni apelują: "Jeśli byłeś na uniwersytecie, gdy wybuchło trzęsienie ziemi, podaj swoje miejsce pobytu i wpisz nazwisko w aplikacje".

Uczelnia prosi o dokładne informacje: "Jeśli byłeś poza uniwersytetem, napisz na podany adres i wypełnij formularz o zaginionych studentach. Jeżeli nie działa ci komputer, wyślij do nas kartkę pocztową. Podaj adres oraz wydział i nazwisko" - można przeczytać na www.yamanashi.ac.jp

Ciężar odszukiwania zaginionych wzięły na siebie media oraz duże firmy sektora prywatnego. Znaczną pomocą w tych trudnych dla Japończyków dniach są zaawansowane technologicznie automaty zgłoszeniowe. Używane powszechnie na co dzień znalazły zastosowanie również w dniach kataklizmu. Wyjątkową popularnością cieszy się automatyczna infolinia zgłoszeniowa uruchomiona przez sieć NTI, jednego z głównych operatorów telefonicznych w Japonii. Jak za jej pośrednictwem szukać bliskich, wyjaśnia zaś graficzna instrukcja zamieszczona na stronach ekonomicznego dziennika "Nihon Kenzai Shimbun". Żeby odszukać zaginionych, trzeba zadzwonić pod wybrany numer i wbijając kolejne cyferki infolinii, podawać szczegółowe informacje na temat zaginionego: jego personalia, wiek, miejsce ostatniego pobytu itd. Informacje te trafią potem do elektronicznej bazy, która zwiększa szanse na skojarzenie zaginionych.



Reklama

Tokimasa Sekiguchi, znany Polsce profesor polonistyki, którego trzęsienie ziemi zaskoczyło w domu w Tokio, potwierdza, że najwięcej do zaoferowania przy odszukiwaniu zaginionych mają właśnie portale internetowe i zaawansowane technologiczne duże firmy sektora prywatnego.

"Policja i administracja państwowa próbuje pomagać, ale wychodzi im to słabo. Szybciej i prężniej działa sektor prywatny. Rząd jest ociężały, a samorządy lokalne same są w kłopocie i niewiele mogą zrobić. Prywatne firmy pomagają teraz najbardziej" - powiedział PAP Tokimasa Sekiguchi.

"Rząd nie musi wszystkiego zrobić, a poza tym istnieje bariera językowa, bo nieszczęście dosięgło też wielu cudzoziemców. Społeczeństwo nie ma wyjścia. W dużym stopniu sami musimy w czasie tej wielkiej próby poradzić sobie z tragedią" - dodaje w rozmowie z PAP Sekiguchi.