"Duża większość jemeńskiego ludu stoi po stronie bezpieczeństwa, stabilizacji i konstytucyjnej praworządności. A ci, którzy wzywają do chaosu, przemocy, nienawiści i sabotażu stanowią jedynie nieznaczną mniejszość" - oświadczył prezydent w obecności delegacji wysokich rangą urzędników w Sanie.

Reklama

Jak poinformowała następnie Rada Obrony Narodowej, jemeńska armia nie zawaha się działać przeciwko wszelkim zagrożeniom konstytucji. "Siły zbrojne nie zawahają się wypełnić swych obowiązków (...) i stawić czoła planom zamachu na demokrację i konstytucję oraz pogwałceniu bezpieczeństwa państwa i obywateli" - głosi komunikat.

Kilkudziesięciu oficerów jemeńskiej armii zdecydowało w poniedziałek o przyłączeniu się do akcji protestu przeciwko prezydentowi. Jak poinformował zbuntowany generał Naser Ali Szuaibi, do opozycyjnego ruchu postanowiło przystać sześćdziesięciu oficerów, pochodzących z prowincji Hadramaut na południowym wschodzie kraju.

W stolicy Jemenu, Sanie, dziesiątki oficerów armii ogłosiły, że przyłączają się do ruchu kontestacji przed stołecznym uniwersytetem. Doniesienia nadeszły wkrótce po oświadczeniu jednego z głównych dowódców armii, generała Alego Mohsena, o tym, że przeszedł na stronę opozycji.

Reklama

Z funkcji ambasadora Jemenu w Syrii oraz z członkostwa w partii prezydenckiej, Powszechnym Kongresie Ludowym, zrezygnował Abdel-Wahhab Tawaf, również popierając opozycję. Także główny przywódca plemienny, szejk Sadek al-Ahmar, wezwał prezydenta Salaha do ustąpienia.

Fala demonstracji w Jemenie została zainspirowana podobnymi wystąpieniami m.in. w Tunezji i Egipcie, które doprowadziły do ustąpienia przywódców tych krajów: Zina el-Abidina Ben Alego i Hosniego Mubaraka.



Salah, będący u władzy od 32 lat, zapowiedział, że odejdzie w 2013 roku, kiedy skończy się jego kadencja. Zapowiedział, że nie będzie próbował przekazać władzy synowi.