Pytany na przesłuchaniu w Senacie o taką możliwość, uznał ją za bardzo mało prawdopodobną. Jak pisze Reuters, Amerykanie zastanawiają się obecnie, jakie mają być dalsze kroki Zachodu w Libii. Prezydent Barack Obama wykluczył niedawno wysłanie sił lądowych do tego kraju.

Reklama

Gen. Ham uważa, że obecnie w Libii panuje impas pomiędzy powstańcami a siłami wiernymi Kadafiemu. Podkreślił, że obecnie wojska dyktatora stosują nową taktykę utrudniającą ataki lotnicze, gdyż swój sprzęt bojowy i żołnierzy umieszczają na terenach, gdzie znajdują się obiekty cywilne, np. szkoły i meczety.

Dodał, że zła pogoda i zagrożenia ze strony libijskiego przenośnego systemu rakietowego ziemia-powietrze utrudniają wykorzystanie amerykańskiego sprzętu, takiego jak np. śmigłowiec bojowy AC-130, w celu wsparcia sił lądowych.

Gen. Ham uważa też, że USA nie powinny dostarczać broni rebeliantom, dopóki nie będą dysponowały rozpoznaniem, kim rebelianci są.

"Moja rekomendacja jest taka, że powinniśmy więcej wiedzieć o tym, kim oni są, zanim podejmiemy decyzję o ich dozbrojeniu" - powiedział, wyrażając zaniepokojenie, że wśród rebeliantów znajdują się elementy ekstremistyczne.

Reklama

Tymczasem rebelianci zarzucili w czwartek siłom NATO, że w atakach powietrznych na czołgi pod Bregą zginęło co najmniej pięciu powstańców i kilku zostało rannych.

NATO poinformowało, że bada okoliczności zdarzenia, w którym, jak twierdzi, zginęło dwóch powstańców i kilku zostało rannych.

Reklama

"Od wielu dni walki w tym sektorze były intensywne, sytuacja się zmienia i jest niejasna, gdyż ze wszystkich stron napływają czołgi" - wyjaśniło dowództwo NATO w Neapolu.

Do podobnego zdarzenia doszło w piątek w tym samym rejonie na wschód od Bregi, gdy siły NATO zabiły przez pomyłkę dziewięciu rebeliantów i czterech cywilów.