Ciał ofiar poszukuje ok. 22 tysięcy japońskich i 110 amerykańskich żołnierzy. Używają zarówno łopat, jak i ciężkiego sprzętu do podnoszenia dużych obiektów, np. samochodów lub łodzi.
"Miesiąc po tsunami wielu ludzi wciąż jest zaginionych. Chcemy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by odnaleźć ciała ofiar ze względu na ich rodziny" - powiedział rzecznik japońskiego ministerstwa spraw zagranicznych Norikazu Muratani.
Przewiduje się, że w potężnym trzęsieniu ziemi o sile 9 w skali Richtera oraz wywołanej nim fali tsunami zginęło nawet 25 tysięcy osób. Dotychczas potwierdzono ok. 13 tys. zgonów. Wiele ciał fala zniosła do morza i najprawdopodobniej już nie zostaną odnalezione.
Akcja poszukiwawcza ma potrwać jeden dzień. W jej zakres nie wchodzi strefa ewakuacyjna wokół elektrowni atomowej Fukushima I z uwagi na wysokie promieniowanie na tym obszarze.
Podobne, trzydniowe poszukiwania odbyły się tydzień temu, odnaleziono zaledwie 70 ciał.
Również w niedzielę premier Naoto Kan odwiedził przybrzeżne miasto Ishinomaki, w prefekturze Miyagi - jednej z kilku najdotkliwiej dotkniętych przez kataklizm. Spotkał się tam z gubernatorem prowincji oraz burmistrzem miasta.
Burmistrz powiadomił rząd, że należy niezwłocznie wybudować tymczasowe domy dla ok. 17 tysięcy mieszkańców Ishinomaki, którzy po utracie własnych domów mieszkają obecnie w prowizorycznych schroniskach.
W trzęsieniu ziemi i tsunami zginęło ponad 2,6 tys. mieszkańców Miyagi, a 2,8 tys. uznanych jest za zaginionych. Ponadto katastrofa zniszczyła łodzie, przez co cierpi przemysł rybny, na którym w 40 proc. opiera się gospodarka tej prefektury.
Tymczasem w północnej Japonii ok. 250 tys. domów pozostaje bez bieżącej wody i prądu.