W krótkim przemówieniu Salah oświadczył m.in., że ataku dokonały "wyjęte spod prawa bandy" jego wrogów plemiennych, którzy złamali zawieszenie broni, i że zginęło siedem osób. Wezwał wojsko do walki z tymi "bandami".
Associated Press pisze, że Salah mówił z wysiłkiem i że chwilami ciężko oddychał.
W piątkowym ataku na meczet prezydencki w Sanie, z którego szef jemeńskiego państwa wyszedł z niewielkimi obrażeniami, zginęło trzech ochroniarzy prezydenta - podała jemeńska agencja Saba.
Według telewizji Al-Arabija, Salah przebywa w szpitalu wojskowym, natomiast bliżej niezidentyfikowany zachodni dyplomata, na którego powołuje się agencja Reuters, twierdzi, że prezydent nie ucierpiał w ataku.
Wcześniej Reuters informował jednak, również powołując się na zachodniego dyplomatę, że Salah został lekko ranny. Według tego źródła, w ataku obrażenia odnieśli m.in. premier Jemenu, jego zastępca i przewodniczący parlamentu.
Przedstawiciel rządzącej w Jemenie partii powiedział z kolei agencji AFP, że Salah został lekko ranny w głowę.
Jak podała agencja Saba, pocisk artyleryjski uderzył przed meczetem znajdującym się na terenie prezydenckiego kompleksu pałacowego, gdzie przebywali Salah i inni wysocy rangą przedstawiciele jemeńskich władz. Opozycyjna telewizja podała nawet informację, że prezydent nie przeżył zamachu.
Władze Jemenu o atak oskarżyły wrogie wobec Salaha klany plemienne. Jednak przywódca jemeńskiej federacji plemiennej Sadek al-Ahmar zaprzeczył, jakoby atak na pałac prezydencki przeprowadzili jego ludzie. Zarzucił Salahowi, że to on stoi za tym atakiem i że chciał w ten sposób usprawiedliwić eskalację walk ulicznych w Sanie.
Siły lojalne wobec Salaha prowadziły w piątek ostrzał artyleryjski domów przywódców federacji plemiennej.