Agencja Reuters podała, że w czasie piątkowych demonstracji w innych syryjskich miastach: Damaszku i Maarrat an-Numan służby bezpieczeństwa zastrzeliły w sumie cztery osoby.
Tego samego dnia francuskie MSZ oświadczyło, że do Hamy, będącej obecnie ośrodkiem antyprezydenckich protestów, udał się w czwartek ambasador Francji w Syrii. Jego celem jest zademonstrowanie "zaangażowania Francji po stronie ofiar" protestów antyreżimowych w Syrii.
Ambasador "Eric Chevallier udał się do jednego z głównych szpitali miasta, gdzie spotkał się z personelem medycznym, rannymi i ich rodzinami" - oświadczył rzecznik resortu Bernard Valero. Dodał, że Francja jest zaniepokojona losem mieszkańców Hamy i potępia przemoc władz syryjskich wobec manifestantów.
W czwartek Hamę odwiedził amerykański ambasador w Syrii Robert Ford. Wizyta spotkała się z ostrym sprzeciwem syryjskich władz, które oświadczyły, że takie gesty nawołują do przemocy. Władze w Damaszku ostrzegły przed "takim nieodpowiedzialnym postępowaniem" i "zapewniły o swojej determinacji w celu utrzymania spokoju i stabilności w kraju".
Hama była w 1982 roku ośrodkiem zorganizowanego przez Bractwo Muzułmańskie powstania przeciwko ojcu obecnego prezydenta - Hafezowi el-Asadowi. Wojsko krwawo stłumiło tamto powstanie, zabijając co najmniej 10 tys. ludzi.
Według obrońców praw człowieka podczas trwającej w Syrii od połowy marca rewolty przeciwko reżimowi Baszara el-Asada siły bezpieczeństwa zabiły ponad 1400 cywilów, w większości nieuzbrojonych uczestników protestów.