Zadaniem tego ograniczonego kontyngentu ma być wyłącznie szkolenie irackich wojsk i sił bezpieczeństwa. W Iraku pozostanie też spora liczba agentów CIA i prywatne amerykańskie agencje ochrony.
Prezydent Barack Obama zapowiadał początkowo wycofanie z Iraku wszystkich wojsk do końca br., ale sytuacja w tym kraju jest nadal niestabilna - niemal codziennie dochodzi tam do zamachów bombowych.
Generałowie w Pentagonie nalegali w związku z tym na pozostawienie w Iraku większej liczby żołnierzy. Jeden z dowódców w Iraku, generał Lloyd J. Austin zaproponował, by pozostawić od 14 do 18 tysięcy żołnierzy. W ocenie wojskowych Irak nie jest jeszcze w stanie samodzielnie zapewnić sobie bezpieczeństwo.
Plan poparty przez Panettę jest zatem kompromisem między tymi postulatami a naciskami na całkowite wycofanie wojsk. Muszą go jeszcze zatwierdzić Biały Dom i rząd Iraku. Premier Iraku Nuri al-Maliki dał do zrozumienia, że może się zgodzić na pozostanie niewielkich wojsk amerykańskich do celów szkoleniowych. Jest on jednak pod naciskiem szyickich radykałów ze swojej koalicji rządowej, którzy domagają się wyjścia Amerykanów.
W USA z kolei Obama jest pod presją Kongresu, gdzie zwłaszcza Demokraci chcą jak najszybszego wycofania wojsk. Wszyscy powołują się na wysokie koszty wojny.
Plan pozostawienia w Iraku tylko 3 tys. żołnierzy spotkał się jednak z krytyką jastrzębi w Partii Republikańskiej. Były kandydat na prezydenta senator John McCain i były kandydat na wiceprezydenta senator Joe Lieberman ostrzegli, że tak mały kontyngent nie da gwarancji, iż Irak "zabezpieczy ciężko wywalczone zdobycze, które nasze dwa narody osiągnęły tak wielkim kosztem".