Protestujący, którzy skrzyknęli się głównie przez portal Facebook, to luźno powiązana grupa liberalnych intelektualistów, studentów i przedstawicieli różnych stowarzyszeń, m.in. praw obywatelskich. Łączy ich niezadowolenie z rządów centroprawicowej partii Fidesz, która wprowadza istotne zmiany bez konsultacji z wyborcami.
"Zebraliśmy się tutaj, by pokazać, że (...) wciąż walczymy o swoje prawa, o demokrację", "to my, obywatele, musimy pokazać, że nie podoba nam się system" rządów - mówił rzecznik organizatorów Peter Juhasz.
W ostatnich miesiącach rzesza niezadowolonych przybiera na sile, podczas gdy Fidesz traci na popularności. Od wyborów w 2010 roku, gdy ugrupowanie Orbana uzyskało 2/3 miejsc w parlamencie, jego elektorat skurczył się o ponad milion wyborców - zauważa agencja Reuters.
Sprzeciw wśród Węgrów wzbudza polityka oszczędności i reforma prawa pracy. Te i inne zmiany stanowią element szerszego pakietu, który ma umożliwić ograniczenie deficytu w tym roku i w roku 2012. Ponadto Orbanowi zarzuca się, że prowadzi restrykcyjną politykę wobec mediów, zredukował uprawnienia Sądu Najwyższego i zmienił konstytucję, która zdaniem wielu jest teraz szkodliwa dla rozdziału władzy i ogranicza prawa podstawowe.
Już wcześniej domagano się m.in. przywrócenia wcześniejszych praw emerytalnych, większej ochrony socjalnej dla emerytów, bardziej sprawiedliwego systemu podatkowego. M.in. na początku października w stolicy protestowało 50 tysięcy osób.
Jeden z uczestników demonstracji ocenia, że dzięki protestom "pojawią się nowe twarze" i być może "powstanie formacja z szansą na wygraną w przyszłych wyborach". Najbliższe wybory parlamentarne odbędą się na Węgrzech w 2014 roku.
Komentarze (23)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeOczywistym skutkiem zaniechań w polityce podatkowej będzie dalszy wzrost długu publicznego. Ale czy naszych polityków naprawdę interesują takie drobiazgi? W ciągu ostatnich czterech lat dług publiczny, będący przecież "dzieckiem" złej polityki podatkowej, wzrósł o 300 mld zł i nikt jakoś się tym nie przejmuje: ani politycy, ani... wyborcy.
Musimy jednak zadać pytanie, w jaki sposób w najbliższych latach rządzący mogą realnie ograniczyć wzrost długu publicznego oraz wielkość deficytu budżetowego. Oczywiście możliwa jest odpowiedź przecząca: nic się nie zmieni w prowadzonej polityce, co oznacza w ciągu najbliższych czterech lat przyrost długu publicznego np. o kolejne 300 mld zł, zakładając, że tempo jego wzrostu się nie zwiększy. Oznacza to, że u progu kolejnych wyborów dług publiczny osiągnie astronomiczną kwotę. Jest to niestety perspektywa w pełni realna, gdyż w ciągu poprzednich czterech lat nie zrobiono nic dla naprawy systemu podatkowego. Wręcz odwrotnie, tolerowano lub wręcz inicjowano jego destrukcję, której skutkiem jest najgłębszy od kilkunastu lat spadek efektywności fiskalnej tego systemu.
Nie miejmy również złudzeń: to opozycja wystąpiła z programem naprawy tego systemu, co spotkało się z groteskowymi wręcz atakami ze strony przeciwników politycznych. Słów polityków nie należy traktować zbyt poważnie, jednak należy zastanowić się nad jedynym chyba w historii ewenementem polegającym na tym, że urzędujący minister finansów zajadle zwalcza kompleksową próbę naprawy najważniejszych podatków. Ale opozycja przegrała wybory, co przecież oznacza również klęskę koncepcji naprawy systemu podatkowego - w końcu zwyciężyli bezspornie zwolennicy status quo.
Co będzie tego konsekwencją? Postaram się nazwać te skutki w postaci odrębnych punktów:
- następować będzie dalszy spadek efektywności fiskalnej systemu podatkowego, gdyż nikt nie jest zainteresowany jego naprawą; prawdopodobnie wszystkie odcinkowe próby zmierzające w tym kierunku (jeżeli nastąpią) skazane będą obiektywnie na klęskę;
- w celu zwiększenia dochodów budżetowych będą podwyższane stawki podatkowe, co częściowo zrównoważy (tylko częściowo) dalszą destrukcję całości systemu;
- tworzeniem przepisów rządzić będzie - tak jak w poprzednich latach - biznes konsultingowy, który w dodatku na zlecenie rządu tworzyć będzie kolejne "optymalizacyjne" nowelizacje, będące oczywiście "korzystnymi dla podatników";
- chaos prawny będzie "naprawiany" kolejnymi falami interpretacji urzędowych: sądzę, że w 2015 r. osiągniemy już astronomiczną liczbę 350 tys. interpretacji urzędowych (dziś mamy 200 tys.);
- pogłębiać się będzie represyjność karnoskarbowa tego systemu: liczba osób skazanych za przestępstwa podatkowe przyrastać będzie w dotychczasowym tempie (o co najmniej kilkadziesiąt procent rocznie), gdyż w tych represjach liberalni politycy widzą jedyną szansę przymuszenia podatników do płacenia podatków - sankcje podatkowe budzą w nich wstręt;
- spadać będzie liczba podatników realnie płacących podatki w całości populacji przy jednostkowym wzroście ich obciążenia.
Nie sądzę, aby rządzący politycy byli w stanie przejść na drugą stronę i przejąć koncepcję opozycji, której celem było właśnie odrzucenie powyższego scenariusza. Podziały mają zbyt ostry charakter, a przede wszystkim wykluczają intelektualny kompromis: coś takiego jak dobro publiczne, chronione przy pomocy wdrożenia nowych ustaw podatkowych zastępujących obecną patologię, jest prawdopodobnie czymś poza wyobraźnią rządzących elit, choć oczywiście bardzo chciałbym się mylić.
Oczywiście cały czas powtarzane będą bzdury o "reformach wydatków publicznych", gdzie proponowane będą cięcia budżetowe na kwoty liczone w dziesiątkach miliardów złotych. Tego oczywiście nikt nie zrobi, bo nawet jednoznacznie wygrane wybory nie dają tak wielkiej władzy. Powiem więcej: dużo łatwiej jest naprawiać podatki niż redukować wydatki.
Jeżeli w połowie przyszłego roku nie nastąpi podwyżka VAT, to przyszłoroczne dochody podatkowe budżetu państwa będą niższe od tej prognozy o 23 mld złotych. O tyle więc może wzrosnąć również deficyt budżetowy. Zamiast 293 mld zł z podatków wpłynie tylko 270 mld złotych.
Prof. dr hab. Witold Modzelewski
Uniwersytet Warszawski
Instytut Studiów Podatkowych
To takiego Budapesztu chce w Warszawie prezio zbawiciel?
~Che2011-10-24 10:23
Śmierć faszyście Orbanowi !
Nastepni uPOsledzeni POdebile na forum!!! Jakas zaraza czy co???!!!
Myslec(za duzo zadam?) POmatoly!!! To moze niech ktos wam przeczyta i wytlumaczy ten artykul???!!!
o czym by nie pomyślał - to spartoli. Wywalicie Go czy nie ?
ludzi, czyli 25000 zmądrzała i wie że z pustego to nawet Salomon nie naleje.
Tytuł artykułu ma się nijak do rzeczywistości.
Czerwoni tylko czekają, aby ludziom zamiksować w głowach.
Jeśli szybko ludzie nie wydorośleją, to będę musiał kupić jakieś pudełko na dary dla biedoty, bo ja sobie poradzę. Mam natomiast wątpliwości czy ci wszyscy naiwni i dający się robić socjalistom zdołają i z tego co czytam to raczej nie - niewidoczny but socjalisty ich w błoto wdepnie swoimi bajkami o "darmowym" obiedzie.
I wszystko jasne!
Ja też jestem za tym, żeby ludziom żyło się jak najlepiej, ale nie poprzez lewactwo i socjalizm - nie ma żadnego Państwa, które przy takich rządach jest w stanie się rozwijać i konkurować z resztą świata. Albo idzie w totalitaryzm i biedę (PRL i demoludy), albo w kierunku bankructwa (np. Hiszpania Zapatero).
Problem w tym, że ludzie bez wiedzy ekonomicznej i zrozumienia praw rynku (najczęściej nieprodukcyjni) chcą tylko więcej kasy i przywilejów nie zastanawiając się skąd na to brać środki. Jak tylko pojawi się ktoś, kto chce przywracać normalne reguły funkcjonowania państwa, to zaraz są protesty i nagonka, że faszysta i kapitalista.
Najgłośniej krzyczą ci, którzy najmniej dochodu wypracowują, a chcą ze wszystkiego korzystać za darmo - "intelektualiści", studenci itd.
Polacy niestety w niczym nie odbiegają od tej prawidłowości...