Prezydent Karolos Papulias, minister obrony Panos Beglitis i inni przedstawiciele władz zeszli z trybuny, gdy paradę odwołano. "Przykro mi. Wstyd. Nie chcę odchodzić, ale komuś naprawdę zależy na odwołaniu tego wydarzenia" - cytuje Papuliasa agencja AFP. Demonstranci zablokowali ulicę, na której miała się odbyć parada, rzucając butelkami z wodą i jajkami w stronę trybuny - dodaje AFP, powołując się na źródła policyjne. Do 82-letniego prezydenta i innych osobistości oficjalnych wołano "zdrajcy", anarchiści pluli na emerytowanych wojskowych.
"Kiedy miałem 15 lat, walczyłem przeciwko nazizmowi i niemieckiej okupacji. Kim oni są, żeby nazywać mnie zdrajcą? Wstydziliby się" - powiedział oburzony prezydent. Agencja AP pisze, że wśród demonstrantów byli lewacy, anarchiści, neonaziści, zwykli ludzie, protestujący przeciwko programowi oszczędnościowemu, a także fani miejscowego klubu piłkarskiego, wyrzuconego z pierwszej ligi za nieprawidłowości finansowe.
Papulias wyraził opinię, że demonstranci reprezentowali "drobną mniejszość". Jego zdaniem większość Greków akceptuje posunięcia oszczędnościowe w nadziei na lepszą przyszłość.
W Atenach parada studentów, organizowana tradycyjnie 28 października, odbyła się bez większych incydentów, chociaż doszło do przepychanek z policją. Pojawiły się transparenty z hasłami przeciwko "wyprzedawaniu kraju" i porównujące do Adolfa Hitlera kanclerz Niemiec Angelę Merkel, postrzeganą przez wielu Greków jako główną sprawczynię gnębiących ich oszczędności.
Ateńska orkiestra miejska przemaszerowała z czarnymi wstążkami, przywiązanymi do instrumentów na znak protestu. Muzycy przestali grać, gdy doszli do podium, na którym stała minister edukacji Anna Diamantopulu. W innych greckich miastach rocznicowe parady odbyły się zgodnie z planem, mimo licznych prób ich zakłócania.