Dziękując za poparcie, Higgins na zamku w Dublinie, gdzie mieścił się centralny sztab liczenia głosów, powiedział, że chce być prezydentem wszystkich Irlandczyków: także tych, którzy na niego nie głosowali, bądź są częścią irlandzkiej diaspory. Kadencja Higginsa na urzędzie zostanie zainaugurowana 11 listopada. Na Higginsa głosowało 1 007 tys. uczestniczących w wyborach, czyli prawie 57 proc. Jego największy rywal Sean Gallagher miał poparcie ponad 628 tys. osób (minimum potrzebne do zwycięstwa wynosiło 885 882). Frekwencja sięgnęła ok. 56 proc. Uprawnionych do głosowania było ok. 3,1 mln wyborców.

Reklama

Zwycięstwo Higginsa ogłoszono po czwartym liczeniu głosów. Wybory prezydenckie w Irlandii wygrywa kandydat, który uzyskał 50 proc. wszystkich głosów plus jeden głos. Jeśli żaden z kandydatów nie osiągnie wymaganego progu, liczy się głosy tzw. drugiej preferencji - oddane na kandydata, który zdobył ich najmniejszą liczbę - i rozdziela je między pozostałych. W ten sposób kolejno odpadają kandydaci najsłabsi. W pierwszym liczeniu głosów, gdy bierze się pod uwagę tylko głosy tzw. pierwszej preferencji, Higgins uzyskał ok. 40 proc. poparcia (ok. 701 tys.). Higgins, któremu przedwyborcze sondaże dawały ledwie 25 proc. poparcia, dostał wiatru w żagle, gdy inny kandydat Martin McGuinness w nadawanym na żywo wyborczym pojedynku ujawnił powiązania Gallaghera z biznesmanem skazanym za przemyt, u którego w 2008 r. zabiegał o fundusze dla partii Fianna Fail.

W ten sposób zdemaskował nie tylko jego podejrzane biznesowe kontakty, ale także ścisłe powiązania z Fianna Fail, odsuniętą od władzy w wyborach z lutego br. i obwinianą o kryzys finansowy i recesję. W kampanii wyborczej Gallagher startował jako kandydat niezależny. Tuż przed pojedynkiem telewizyjnym w sondażach przedwyborczych miał 40 proc. poparcia. Znany był m. in. jako telewizyjny łowca biznesowych talentów. Higgins, przewodniczący Partii Pracy, sądzi, że swój wyborczy sukces zawdzięcza temu, że był ponad partyjnymi podziałami, a jego kampania była oparta na pomysłach, a nie na personaliach. Podkreślał m. in., że ceremonialny urząd prezydenta wybieranego na siedmioletnią kadencję powinien być instytucją życia publicznego, z której Irlandczycy są dumni.

Komentatorzy zauważają, że Higgins, z wykształcenia socjolog, z usposobienia jest obrońcą praw człowieka (bronił prześladowanych przez reżim Augusto Pinocheta, był przeciwnikiem wojny z Irakiem). Z zamiłowania jest poetą. Mimo blisko 30 lat politycznego stażu jest człowiekiem skromnym i budzi zaufanie. Urodził się w biednej, wielodzietnej rodzinie w Limerick i jako pierwszy w niej poszedł na studia uniwersyteckie. Zanim zaangażował się w życiu politycznym był wykładowcą na uczelniach w hrabstwie Galway i w stanie Illinois w USA. Z Partią Pracy związał się pod koniec lat 60.

W latach 90. był ministrem kultury, sztuki i Gaeltacht (regionów, w którym mówi się językiem gaelickim - irlandzkim). Jest chwalony za założenie telewizji TG4 nadającej w języku gaelickim, ma zasługi dla przemysłu filmowego i muzealnictwa. W wyborach z lutego br. nie kandydował do parlamentu.

Partia Pracy odniosła w wyborach podwójny sukces. Jej kandydat zwyciężył nie tylko w wyborach prezydenckich, ale także w uzupełniających w okręgu zachodniego Belfastu, który uprzednio reprezentował czołowy polityk Fianna Fail Brian Lenihan, były minister finansów, zmarły w bieżącym roku.

Powody do zadowolenia ma też Sinn Fein, której kandydat dawny bojownik IRA, czołowy polityk Irlandii Płn. McGuinness uplasował się na trzecim miejscu i uzyskał dużo lepszy wynik niż Sinn Fein w ostatnich wyborach parlamentarnych. Najbardziej przegrane partie to Fine Gael, której kandydat Gay Mitchell wypadł nadspodziewanie słabo i Fianna Fail, która kibicowała Gallagherowi.

Pozostali kandydaci to senator David Norris, znawca twórczości Jamesa Joyce'a, pierwszy gej w historii Republiki Irlandii wybrany na urząd publiczny, oraz dwie kobiety: Dana Rosemary Scallon, zwyciężyni konkursu Eurowizji z 1970 r. i Mary Davis - działaczka społeczna.