"Znaliśmy się bardzo dobrze trzydzieści parę lat. Jestem filologiem czesko-słowackim, więc tłumaczenie literatury to jest mój prawdziwy zawód. Zetknąłem się z tym nazwiskiem jeszcze na studiach, kiedy czytałem jego teksty z lat 60. To był najważniejszy czeski dramatopisarz lat 60., jeden z twórców takiego fenomenu teatru absurdu. Sztuki, które wystawiał praski teatr +Divadlo na Zabradli+, czyli +Teatr na Balustradzie+, najważniejszy teatr małych form, wywoływały ogromne wrażenie. Havel dostał zresztą wiele nagród teatralnych. Jego sztuki były wystawiane na całym świecie. Ma najważniejszą amerykańską nagrodę teatralną +Obie+ za tekst obcojęzyczny wystawiany poza Broadwayem.
W 1968 r. spadł szlaban. Vaclav Havel przestał być oficjalnym pisarzem. Jego książki wycofano z bibliotek, nic nie wydawano. Dla prozaika czy dla poety to jest też oczywiście sytuacja trudna, kiedy musi pisać do szuflady albo kiedy wydaje tylko w samizdacie. Natomiast dla dramatopisarza to jest tragedia.
Bez kontaktu z publicznością tekst teatralny nie istnieje, jest tylko, może i doskonałym, ale półproduktem. Od 1968 r. do 1989 r. Vaclav Havel nie widział żadnej swojej sztuki wystawionej na scenie. Wszystkie premiery kolejnych utworów miały miejsce za granicą, a on nie mógł tam pojechać i tego zobaczyć.
W jednym z esejów pisał, że to było dla niego strasznie trudne doświadczenie. Właściwie przez kilka lat nie był w stanie nic stworzyć. To znaczy pisał, ale dwie sztuki, które powstały, sam uważał za mało udane, dlatego że nie mógł ich zweryfikować na scenie. W 1974 r. napisał właściwie dla zabawy kilka jednoaktówek.
U siebie w letnim domku, w którym właśnie zmarł, na Hradeczku w Karkonoszach organizował takie spotkania, szumnie nazywane zjazdami pisarzy niezależnych. Były to po prostu spotkania niewielkiego kręgu opozycyjnych, niezależnych pisarzy. Dla nich napisał jednoaktówkę +Audiencja+, bazując na swoich doświadczeniach z pracy w browarze w Trutnowie. Była w niej dwuosobowa obsada. On sam grał jedną z ról. Drugą rolę grał kolega dramatopisarz Pavel Landovsky.
Powstały trzy jednoaktówki: +Audiencja+, potem +Wernisaż+ i +Protest+. To był niesłychany sukces. Były grane na całym świecie. Coś, co wydawało się, że jest tylko dla wąskiego kręgu okazało się uniwersalne i zrozumiałe na całym świecie. Havel napisał najpierw dwie jednoaktówki, potem - trzecią. Do tego dopisał jego kolega dramatopisarz Pavel Kohout kolejną pt. +Atest+. A potem powstało jeszcze kilka jednoaktówek z tym samym bohaterem Ferdynandem Wańkiem w roli głównej.
Właściwie, kiedy wybuchła aksamitna rewolucja, Vaclav Havel był oczywistym, naturalnym liderem opozycji, niekwestionowanym. On nie chciał być prezydentem, ale miał świadomość, że musi nim zostać. Skoro wcześniej mówił o odpowiedzialności, to wiedział, że ma na siebie wziąć tę odpowiedzialność. Ale zapłacił za to cenę jako artysta, dlatego że nic nie napisał przez ten czas. Dopiero po zakończeniu prezydentury napisał jedną sztukę teatralną.
Natomiast, w czasie sprawowania urzędu pisał swoje przemówienia. To był chyba jedyny znany mi polityk, który sam pisał swoje przemówienia. On mówił, że nie byłby w stanie wygłosić tekstu, który by ktoś inny napisał. Te przemówienia to są wspaniałe eseje. Teraz właśnie Agora wydała duży wybór zrobiony przeze mnie +Siła bezsilnych i inne eseje+. To są eseje polityczne, ale to są też fantastyczne literackie teksty. Przedwczoraj mieliśmy prezentację tego wyboru we Wrocławiu. Tydzień temu wręczyłem Havlowi tę książkę w Pradze, kiedy dostawał nagrodę Jana Langosza. Wtedy widzieliśmy się, jak się okazało, po raz ostatni.
Tłumaczyłem dużo tekstów Havla. Przełożyłem właściwie wszystkie jego sztuki napisane po 1969 r. i tłumaczyłem bardzo wiele jego przemówień prezydenckich, które przeważnie +Gazeta Wyborcza+ drukowała. Znałem i znam język Havla. On miał do mnie ogromne zaufanie. Nawet kiedy jeździł, jako prezydent, czy później, do Polski, dzwonił do mnie i prosił, żebym mu towarzyszył jako tłumacz. Ja się tłumaczeniem na żywo, kabinowym czy towarzyszącym nie zajmuję. Ale oczywiście jemu się nie odmawiało.
Havel tylko pilnował jednego, i to zawsze konsultowaliśmy. Wiadomo że prezydenckie przemówienia nie miały tytułów, a w gazecie trzeba było jakiś tytuł nadać. Umówiliśmy się, więc tak, że zawsze z nim będę konsultował, jaki to będzie tytuł. I zawsze było to jakieś zdanie wyjęte z tego przemówienia. On bardzo się obawiał, żeby to nie było nic pompatycznego, nic jakiegoś szalenie wzniosłego, bo to był strasznie skromny człowiek".