Francja w przyszłym roku stanie się tym krajem strefy euro, w którym płaci się najwyższe podatki. W skali całej Unii wyprzedzi pod tym względem nawet Szwecję, stając się drugim, po Danii, krajem z najbardziej pazernym fiskusem. Taki jest skutek nowych obciążeń, które wprowadza socjalistyczna ekipa Francois Hollande’a.
Mamy przed sobą dwa bardzo trudne lata, które będą wymagały poświęcenia od wszystkich – tłumaczył minister ds. budżetu Jerome Cahuzac. Francja chce dotrzymać obietnicy złożonej Brukseli i ograniczyć deficyt budżetowy z 4,5 proc. PKB w tym roku do 3 proc. w roku przyszłym. Jednak w przeciwieństwie do Włoch i Hiszpanii uzdrowienie finansów publicznych ma polegać przede wszystkim na podnoszeniu podatków (łącznie o 20 mld euro), podczas gdy oszczędności państwa (10 mld euro) będą o wiele mniejsze.
Reklama
W ten sposób łączna wartość wszystkich podatków wzrośnie z 45 proc. PKB w tym roku do 46,5 proc. w roku 2013. Hollande odwraca strategię swojego poprzednika Nicolasa Sarkozy’ego, któremu udało się obniżyć presję fiskalną do 42,4 proc. PKB w ostatnim roku przed wybuchem kryzysu w celu zdynamizowania wzrostu gospodarki.
Polityka Hollande’a jest też odwrotna od tej prowadzonej przez kraje skandynawskie, które stopniowo obniżają podatki. Konserwatywny rząd Szwecji zmniejszył np. udział podatków z 51,4 proc. w roku 2000 do 44,2 proc. w tym roku. O wiele niższe podatki od francuskich (36 proc. PKB) ma bezpośredni konkurent gospodarczy Paryża – RFN. Niższe stawki obowiązują także w Polsce (32 proc.), nie mówiąc o USA (25 proc.).
Od przyszłego roku zostanie zlikwidowanych wiele ulg fiskalnych, z których mogły korzystać francuskie przedsiębiorstwa. To powoduje, że płacona przez nie efektywna stawka CIT (34,4 proc.) będzie najwyższa ze wszystkich krajów OECD poza Japonią (40 proc.).
Z jednej strony Hollande wprowadził dwie dodatkowe stawki CIT – 45 proc. (dla dochodów powyżej 150 tys. euro) i 75 proc. (dla dochodów powyżej 1 mln euro). Co jednak ważniejsze, podporządkował normalnej skali CIT dochody kapitałowe. Jednocześnie znacząco ograniczono możliwość korzystania z najrozmaitszych ulg fiskalnych. Maksymalnie będzie można z tego tytułu odpisać 10 tys. euro zamiast 18 tys. euro do tej pory. Socjalistyczny rząd przywrócił ponadto podatek od wielkich fortun (powyżej 1,3 mln euro), który obciąży każdego roku ich wartość na sumę od 0,5 do 1,5 proc., choć podatnik nie będzie mógł oddać łącznie więcej niż 75 proc. swoich dochodów fiskusowi.
Większość ekonomistów przestrzega, że ta strategia zdusi wzrost gospodarczy i pogrąży kraj w recesji. Może też nasilić tendencję wyprowadzania produkcji z kraju i wzrostu i tak wysokiego (ponad 3 mln osób) bezrobocia.
Exodus francuskich milionerów
Lista ikon francuskiego biznesu, które zdecydowały się opuścić kraj, aby uniknąć pazerności rodzimego fiskusa, jest coraz dłuższa. W zeszłym miesiącu najbogatszy Francuz (41 mld euro) Bernard Arnault, do którego należą m.in. marki Louis Vuitton, Christian Dior, Givenchy czy Kenzo, wystąpił o drugie obywatelstwo – Belgii. To da mu możliwość rozliczania się z belgijskim, a nie z francuskim fiskusem. I zaoszczędzenia dziesiątek milionów euro rocznie.
Dużo wcześniej swoje fortuny do północnego sąsiada, a także do Szwajcarii, wyprowadzili m.in. właściciele domu mody Chanel, sieci sklepów Auchan czy klan Peugeotów. Z tego samego powodu rezydentami sąsiednich krajów jest też wiele gwiazd francuskiej piosenki, od Charles’a Aznavoura po Johnny’ego Hallydaya. Ocenia się, że łącznie już przeszło 2 tys. francuskich rodzin posiadających wielkie fortuny przekroczyło w ten sposób granicę. W Brukseli i Genewie na ich potrzeby pracuje kilkanaście wyspecjalizowanych kancelarii prawnych wyszukujących najbardziej dogodne rozwiązania podatkowe. Wszystko jak najbardziej legalnie. J.BIE.