Tymczasem Kirkuk na północy kraju przejęli peszmergowie - czyli Kurdowie walczący o niepodległość swojego regionu. Poinformował o tym rzecznik kurdyjskich sił, który dodał, że federalna armia Iraku opuściła swoje posterunki w mieście.
Wcześniej marsz na Bagdad ogłosili dżihadyści z organizacji Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie. Zajęli Mosul i Tikrit, zapowiadają rychłe zdobycie Bagdadu oraz Karbali - świętego miasta muzułmanów. Według irackich mediów, armia zdołała odbić Tikrit.
W związku z sytuacją, w Bagdadzie miał się dziś zebrać na pilnym posiedzeniu iracki parlament, jednak stawiła się zbyt mała liczba deputowanych.
Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow ostrzegł, że zagrożona jest integralność terytorialna Iraku. Z kolei prezydent Iranu Hassan Rouhani oświadczył, że jego kraj będzie zwalczał "sunnickich terrorystów" w Iraku. Nie sprecyzował jednak, w jaki sposób.
Wcześniej Rada Bezpieczeństwa ONZ potępiła zajęcie przez islamskich ekstremistów Mosulu i Tikritu. Zażądała natychmiastowego uwolnienia zakładników porwanych z tureckiego konsulatu. Potępiła też ataki terrorystyczne w innych częściach Iraku oraz wyraziła głębokie zaniepokojenie faktem, że setki tysięcy osób musiały opuścić swoje domy.
Tymczasem Amerykanie rozważają różne formy pomocy. Według dziennika "New York Times", premier Iraku Nuri al-Maliki poprosił nawet Waszyngton o naloty na pozycje rebeliantów. Według AFP, Amerykanie rozważają użycie dronów, natomiast nie chcą wprowadzać do Iraku wojsk. Ostatni amerykańscy żołnierze opuścili ten kraj trzy lata temu. Oficjalnie przedstawiciele amerykańskich władz mówią o "współpracy z władzami w Bagdadzie".