Historia, którą od kilku lat żyją Czesi i która toczyła się na najwyższym politycznym szczeblu, zaczęła się w 2011 roku. Wówczas norweskie służby socjalne odebrały dwójkę chłopców mieszkających w Norwegii rodzinie Michalaków. Podejrzewano, że chłopcy są zaniedbywani, a nawet może dochodzić do molestowania seksualnego. Ostatecznie policja po zbadaniu sprawy nie wykryła nieprawidłowości, a w każdym razie nie padło żadne oskarżenie. Pomimo tego norweska komisja do spraw nieletnich uznała, że jednak chłopcy nie wrócą do rodziców i odebrała im prawa rodzicielskie. A chłopcy zostali rozdzieleni.
Młodszy David, który ma obecnie 6 lat (kiedy został zabrany, miał 2 lata), zdaniem norweskich urzędników może zostać przekazany do adopcji.
Powody odebrania dzieci nie bazują na pierwotnych podejrzeniach. Urzędnicy raczej wskazują, że dzieci są już w nowej stabilnej rzeczywistości. Zaś młodszy jest bardzo przywiązany do opiekunów, więc – jak tłumaczyli przedstawiciele Evy Michalakowej – komisja woli pozbawić biologiczną matkę praw rodzicielskich, żeby nie utrudniała adopcji nowej rodzinie. Jednym z powodów odebrania dzieci było również to, że Michalakowa sprawę nagłośniła medialnie.
Prawnik Czeszki w rozmowie dla dziennika "Lidove Noviny" tłumaczy, że od początku ograniczano kontakty rodziny z dziećmi, tak by odizolować je od biologicznych opiekunów.
Matka jednak nie chce się poddać i zapowiada dalszą walkę. Czeskie ministerstwo spraw zagranicznych, które od początku pomaga Michalakowej, podkreśla, że matka jeszcze nie wyczerpała wszystkich możliwości. W samej Norwegii może jeszcze odwołać się do dwu instancji. Potem już zostaje jej Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu.
Czeska sprawa nie jest odosobniona. Głośno jest również o podobnych problemach polskich rodzin w krajach skandynawskich. Obecnie w kinach jest nawet film „Obce niebo” opowiadających historię polskich rodziców, którym z kolei szwedzcy urzędnicy odebrali dziecko.