Na razie kanclerz Merkel osiąga w sondażach notowania, których mógłby pozazdrościć jej niejeden europejski polityk. Według telewizji ARD z pani kanclerz zadowolonych jest 54 proc. wyborców. Tyle że ten odsetek zaczął szybko spadać i jest on już o 9 pkt proc. niższy niż we wrześniu. Wyrazem podstawowego problemu, jaki trapi obecnie niemieckie władze, była wypowiedź prezydenta Niemiec. – Mamy wielkie serce, ale skończone możliwości – oświadczył Joachim Gauck. Tylko we wrześniu w Bawarii pojawiło się 241 tys. migrantów. Pomimo olbrzymiego wysiłku władzom federalnym i samorządowym brakuje środków, aby w tak krótkim czasie obsłużyć tak wielką masę ludzi.
Problemy zaczynają się już na etapie wniosków o azyl, których nie ma kto analizować. Rynek został wyczyszczony z artykułów, które są potrzebne do organizacji miejsc tymczasowego pobytu dla migrantów, w związku z czym samorządy muszą czekać m.in. na dostawy przenośnych toalet. Tymczasem zbliża się zima, a do tego czasu niemieckie władze chcą zapewnić każdemu dach nad głową, choćby tylko tymczasowy. W związku z tym sięga się po niestandardowe środki: władze Hamburga podjęły decyzję o zajmowaniu nieużywanych powierzchni biurowych. Pomimo że działanie to budzi wątpliwości prawne, podobny ruch rozważają włodarze Berlina.
Niezadowolenie rośnie też na niższych piętrach podziału administracyjnego RFN. Na początku października Michael Cyriax, starosta powiatu Main-Taunus w południowej Hesji, otrzymał wiadomość, że ma przygotować tysiąc miejsc dla migrantów. Resort spraw wewnętrznych landu dał mu na realizację tego zadania 77 godzin. Starosta nie miał innego wyjścia i zarządził na podległym sobie terenie stan klęski żywiołowej. Dzięki temu mógł zorganizować prowizoryczne miejsca dla migrantów w halach targowych, bowiem podczas obowiązywania stanu nadzwyczajnego nie obowiązują pewne przepisy ochrony przeciwpożarowej.
Reklama
Migranci są rozdzielani do poszczególnych landów według tzw. klucza z Königstein. Jest to wskaźnik wyliczany dla każdego landu na podstawie ludności i wpływów podatkowych. Określa on, jaki procent przyjętych do Niemiec migrantów ma trafić do każdego kraju związkowego. Na przykład dla Bawarii przyjmuje on wartość 15,3 proc., a dla Hamburga – 2,5 proc. System ten, działający w Niemczech od 1949 r., stał się podstawą pomysłu, aby wprowadzić kwoty na poziomie europejskim. Biorąc jednak pod uwagę liczbę napływających do kraju ludzi, władze nie są w stanie nawet zorganizować transportu, tak aby ten wskaźnik został zachowany. Dla przykładu w Bawarii jest o 16 tys. imigrantów za dużo, zaś w Badenii-Wirtembergii – o 7,8 tys. za mało.
Biorąc pod uwagę, jak liczne są problemy z logistyką całego procesu, zmienia się również nastawienie niemieckiego społeczeństwa do migrantów. W niedawnym sondażu telewizji publicznej 51 proc. respondentów stwierdziło, że boi się napływu uchodźców do kraju. To o 13 pkt proc. więcej niż we wrześniu. Wyborcy zaczynają się obawiać, że rząd federalny nie ma pomysłu, jak zaradzić kryzysowi. Tym bardziej że problemy z zakwaterowaniem to dopiero początek. Migrantów trzeba będzie jeszcze wykształcić, chociażby ucząc ich języka niemieckiego.
Konferencja ministrów edukacji władz krajów związkowych szacuje, że na skutek napływu migrantów do systemu edukacyjnego wejdzie dodatkowych 325 tys. uczniów. To oznacza konieczność zatrudnienia 22 tys. dodatkowych nauczycieli. Badania norymberskiego Instytutu Badań nad Zatrudnieniem pokazują bowiem, że zaledwie 8 proc. migrantów między 15. a 64. rokiem życia znajduje pracę rok po przybyciu do Niemiec. Połowie z nich zajmuje to do pięciu lat. Wskaźnik zatrudnienia osiąga wartość zbliżoną do całej populacji kraju (ok. 70 proc.) dopiero 15 lat po przybyciu.
Finansowanie tych wszystkich dodatkowych działań może za sobą pociągnąć pożegnanie się z nadwyżką budżetową i powrót deficytu. Minister finansów Wolfgang Schäuble na przyszły rok zaplanował 9 mld euro nadwyżki. Niektórzy eksperci oceniają, że dostosowanie państwa do potrzeb wynikających z kryzysu uchodźczego będzie kosztowało nawet 10 mld euro.
Sytuacji pani kanclerz nie pomaga to, że coraz głośniej słychać głosy niezadowolenia wewnątrz jej macierzystej CDU. Rutynowo obecną politykę migracyjną krytykuje szef koalicyjnej CSU, premier Bawarii Horst Seehofer. Zgody nie ma nawet z innym koalicyjnym partnerem, socjaldemokratami. O ile lewica poparła politykę otwartych drzwi dla migrantów, o tyle jej poparciem nie cieszą się już inne działania, takie jak organizacja obozów przejściowych przy granicach kraju.
Dlatego niedzielna podróż do Turcji (a także wizyta ministra spraw zagranicznych w Zatoce Perskiej) była dla Merkel przede wszystkim elementem polityki wewnętrznej. Temu celowi ma służyć również uszczelnienie granic UE. W sondażach zaufania do polityków kanclerz Merkel po raz pierwszy wyprzedził szef dyplomacji Frank-Walter Steinmeier. Jeśli napływ migrantów się nie zmniejszy, a zima w tym roku zaskoczy, Angela Merkel będzie musiała stawić czoła nie tylko kryzysowi, ale także realnej możliwości utraty władzy.
800 tys. Tylu migrantów spodziewa się w tym roku rząd federalny
303 tys. Tyle wniosków o azyl czekało na rozpatrzenie na koniec września
3 mld euro Tyle ma wynosić obiecana przez kanclerz pomoc UE dla Turcji