Phillips ataku piratów doświadczył na własnej skórze, kiedy płynął u wybrzeży Somalii, czyli na najniebezpieczniejszych wodach świata. I choć ostatecznie załoga odparła atak, to on sam dostał się w ręce napastników. Po kilku dniach odbili go żołnierze USA.

Reklama

Łódź motorowa i statek matka

Schemat porwania z reguły jest taki sam, pisze Phillips we wspomnieniach. Do statku - niezależnie od tego, czy jest jednostka o ogromnej masie, czy drobnicowiec - podpływa wyścigowa łódź motorowa (w latach 90-tych były to jeszcze poobijane drewniane skify). Znajdujący się na jej pokładzie ludzie są dobrze uzbrojeni, w tym np. w AK-47 czy pistolety.

Kilka mil od nich znajduje się statek-matka, dzięki któremu piraci "mogą pozostawać na morzu całymi tygodniami, szukając (...) ofiary".

I podczas gdy pierwsza grupa dostaje się na statek - tuż przed zachodem lub wschodem słońca rzuca liny zakończone hakami - przejmuje nad nim kontrolę i bierze zakładników, druga - z daleka obserwuje rozwój wydarzeń.

Dopiero kiedy "piraci mają już pełną kontrolę nad statkiem i wypływają na wody przybrzeżne Somalii", "wtedy właściwie pozostaje już tylko targować się o wysokość okupu", notuje także Phillips.

Somalijski pirat: Porwanie statku to sytuacja, w których nie ma przegranych. Atakujemy wiele statków każdego dnia, ale niewiele porwań się opłaca. Nikt nie będzie chciał ratować statku z Trzeciego Świata z hinduską albo afrykańską załogą, więc takie natychmiast uwalniamy. Jeśli jednak statek pochodzi z którego z krajów Zachodu... Wtedy jest tak, jakbyśmy wygrali na loterii...

Reklama

Zakładnik zakładnikowi nierówny

Tym, co odróżnia piratów między sobą jest m.in. sposób traktowania zakładników. Jak wylicza Phillips w grę wchodzi m.in.: wyciąganie z koi na udawane egzekucje, chłosta, bicie do nieprzytomności, nakaz leżenia na rozgrzanym do 40 stopni pokładzie, przetrzymywanie kabinach bez dostępu do słońca, a także "zmuszanie do dzwonienia do domu i błagania rodziny o uratowanie życia".

Brakuje przy tym, jak pisze, informacji, po jakim czasie z reguły piraci występują z żądaniem okupu, ile wynosi on zwyczajowo i po jakim czasie zakładnicy są uwalniani. Wiadomo tylko, że "wysokość płaconych okupów sięga dziesiątek milionów dolarów rocznie".

Nie sposób z kolei zliczyć sposobów na dostarczenie porywaczom pieniędzy - te zrzuca się z helikoptera i na spadochronie, a jeśli zajdzie taka potrzeba, to także umieszcza w wodoodpornych torbach na małych i zwinnych łodziach.

"Piraci atakowali statki różnego rodzaju – tankowce, szkunery rybackie, a nawet luksusowe statki wycieczkowe – opływające Półwysep Somalijski. Nikt tam nie był bezpieczny. Tyle statków przepływało wzdłuż wybrzeża wschodniej Afryki, że człowiek miał nadzieję, że to nie on będzie tym pechowcem, który zobaczy pirackie łodzie na radarze. (…) Przypominało to sytuację lwa i stada antylop na afrykańskiej równinie. Mogłeś mieć tylko nadzieję, że jesteś bezpieczny w gromadzie, ponieważ jeśli lew wybierze akurat ciebie, czeka cię bardzo, ale to bardzo zły dzień. I tak jak lwy wypatrują słabszych – powolnych, kulawych, młodych – piraci wybierają statki, które wyglądają na kiepsko chronione".

Z toporem i siekierą na noże i pałki

Nic więc dziwnego, że załoga wszelkimi dostępnymi środkami próbuje się bronić przed atakiem piratów. I tak np. kiedy wiadomo już, że ci biorą kurs na statek, obowiązuje określona procedura postępowania.

W pierwszej kolejności załoga uruchamia syrenę - w ten sposób daje znać, że wie, że piraci się zbliżają, a także zamyka na klucz wszystkie drzwi prowadzące na mostek i, jeśli to możliwe, także do maszynowni - by utrudnić przejęcie kontroli nad jednostką.

Obowiązkowe mają być także: przestawienie radiostacji na UKF, włączenie świateł i np. próba wykonania manewrów wymijających. "I wreszcie na końcu, jeśli się okaże, że piraci są uzbrojeni tylko w noże i pałki, możemy użyć toporów, siekier i odciągów prętowych", radzi także Phillips na szkoleniach.

Do tej pory nie nawiązano kontaktu z nigeryjskimi piratami, którzy uprowadzili pięć osób z drobnicowca "Szafir", należącego do szczecińskiego armatora EuroAfrica. Do porwania doszło w nocy z czwartku na piątek w odległości 30 mil morskich od wybrzeży Afryki Zachodniej, podaje IAR. Informuje także, że 11 pozostałych członków załogi czuje się dobrze. Polacy, którzy atak przetrwali bezpiecznie, przebywają na statku, 30 mil morskich od brzegów Nigerii. "Szafir" został bezpiecznie przycumowany na noc z piątku na sobotę do okrętu marynarki nigeryjskiej. Dziś dotarła tam łódź patrolowa z zapasową załogą oraz oficerami nigeryjskiej marynarki wojennej. Jutro planowane jest przypłynięcie statku "Szafir" do portu docelowego, gdzie załoga zostanie niezwłocznie objęta stosowną opieką konsularną.
MSZ i ambasada RP w Abudży pozostają w stałym kontakcie z członkami załogi "Szafira", władzami nigeryjskimi, armatorem oraz rodzinami marynarzy. W centrali MSZ działa międzyresortowy zespół kryzysowy, który koordynuje dalsze działania, dziś odbyło się jego kolejne spotkanie.