Artykuł nr 7 Traktatu o Unii Europejskiej, o którym się początkowo mówiło, przewiduje sankcje dla kraju naruszającego wartości unijne. I prowadzi do odebrania danemu krajowi prawa głosu w Radzie. Aby jednak można to było zastosować potrzebna jest zgoda wszystkich krajów członkowskich, na poziomie ich przywódców. To procedura trudna do zrealizowania i bardzo ryzykowna. Tak więc ten artykuł istnieje teoretycznie jedynie, jako największy potencjalny straszak.
Unia jednak chce mieć narzędzie do dyscyplinowania krajów członkowskich. I tym czymś są przyjęte w marcu 2014 roku przez KE ramy prawne dotyczące "ochrony państwa prawnego w UE". Przyjęto je natychmiast po wyborach parlamentarnych na Węgrzech, które ponownie wygrał premier Viktor Orban i Komisji chodziło faktycznie o możliwość wywarcia wpływu na Węgry. Te nowe ramy mają być narzędziem umożliwiającym odpowiednie reagowanie na szczeblu unijnym na systematyczne zagrożenia dla państwa prawa i są uzupełnieniem art. 7 Traktatu o UE.
Celem tej procedury jest umożliwienie Komisji Europejskiej dialogu z danym państwem członkowskim, aby zapobiegać "wyraźnemu ryzyku poważnego naruszenia" przez państwo unijne m.in. wartości demokratycznych. Czyli po prostu wywieranie nacisku na dany kraj i zmuszanie go do zmiany niepożądanych przez Brukselę aktów prawnych i decyzji. W przypadku Węgier tego mechanizmu jednak w końcu nie zastosowano. Także dlatego, że niedługo później były wybory do Parlamentu Europejskiego, potem powstała nowa KE i jej nowy szef, Jean-Claude Juncker nie byli już tak skłonni do konfrontacji z Węgrami.
Na czym polega procedura
Sama procedura mechanizmu składa się z trzech etapów. Pierwszym jest ocena Komisji, podczas której gromadzone i oceniane są wszystkie informacje dotyczące ewentualnych zagrożeń. Jeśli KE uzna, że rzeczywiście istnieje systemowe zagrożenie dla państwa prawnego, rozpocznie dialog z danym krajem, który powinien dostarczyć do odpowiedniego komisarza listy wyjaśniające podejmowane przez siebie decyzje.
Na tym etapie przewidziane jest również wysłanie do kraju członkowskiego "uzasadnionej opinii", która jest de facto ostrzeżeniem dla niego ze strony Brukseli. Ale kraj ma oczywiście prawo się do tego ustosunkować.
Kolejny etap, o ile sprawa nie zostanie załatwiona wcześniej, to publikacja przez KE "zalecenia w sprawie państwa prawnego". To wytyczne, by państwo członkowskie rozwiązało określone problemy w wyznaczonym terminie i poinformowało o tym Brukselę.
I wreszcie etap ostatni - KE monitoruje działania podjęte w odpowiedzi na jej zalecenia. Jeśli uzna, że nie są one wystarczające, może skorzystać z mechanizmu przewidzianego w art. 7 Traktatu o UE, czyli zwrócić się do Rady o stwierdzenie poważnego ryzyka naruszania wartości UE przez kraj unijny.
Z wnioskiem takim poza Komisją Europejską może też wystąpić niezależnie Parlament Europejski lub jedna trzecia państw członkowskich. Decyzję o tym, że ryzyko naruszenia wartości UE istnieje, podejmują państwa członkowskie większością czterech piątych po uzyskaniu uprzednio zgody Parlamentu Europejskiego. Wcześniej Rada wysłuchuje danego państwa członkowskiego; może też skierować do niego zalecenia. Aby dany kraj mógł być objęty sankcjami, w tym zawieszeniem prawa do głosowania na forum UE, zielone światło musi dać jednomyślnie szczyt unijny.
Jak do tej pory tylko raz ukarano sankcjami kraj członkowski - była to Austria po wygranych w niej wyborach populisty Jorge Haidera. I trzeba przyznać, wszyscy sobie dosyć szybko zdali sprawę, że nie jest to dobra metoda rozwiązywania konfliktów między krajami członkowskimi a instytucjami unijnymi. Raz, że prowadzi do zakłócenia funkcjonowania Unii, dwa że jest paliwem dla skrajnych nacjonalistów, mających argument o niedemokratycznym charakterze samej Unii Europejskiej.
W przypadku Polski widać, że obu stronom zależy na wygaszeniu konfliktu. Szef KE i większość komisarzy wyszli z założenia, że Polska jest zbyt dużym i ważnym krajem, by prowadzić z nim wojenkę. Tym bardziej, że sytuacja w samej Unii (potencjalna groźba wystąpienia z niej Wielkiej Brytanii, problem z terroryzmem, uchodźcy, kryzys grecki) i wokół niej (wojna na Ukrainie, państwo islamskie) jest zbyt skomplikowana i trudna, by otwierać dodatkowy front.