Enda Kenny liczy, że przełamie złą passę, którą ostatnio mają inni europejscy premierzy walczący z kryzysem, i pozostanie na stanowisku na drugą kadencję. Szanse na to są duże, bo irlandzka gospodarka już trzeci rok z rzędu rozwija się najszybciej w Europie.
Pięć lat temu Irlandia była na krawędzi upadku, a jej reputacja międzynarodowa leżała w gruzach. Po pięciu latach nadal mamy przed sobą wiele wyzwań, ale nasze finanse publiczne są uporządkowane, a gospodarka rozwija się szybciej niż w jakimkolwiek innym kraju UE. Stawką tych wyborów jest to, kto będzie pilnował, by to ożywienie trwało – oświadczył wczoraj irlandzki premier, zwracając się do prezydenta o rozwiązanie parlamentu i rozpisanie wyborów na 26 lutego. Będzie to więc najkrótsza kampania wyborcza w irlandzkiej historii.
Jeśli Kenny wyjdzie z niej zwycięsko, udowodni, że walka z kryzysem nie musi się równać utracie stanowiska przy najbliższych wyborach. Ten los spotkał niedawno Pedra Passosa Coelha w Portugalii i prawdopodobnie czeka hiszpańskiego premiera Mariana Rajoya. Obaj objęli władzę w trudnym momencie, gdy poprzednie rządy doprowadziły oba kraje na skraj bankructwa. Uporządkowali sytuację i ich partie wygrały nawet nowe wybory, ale nie zdołały utrzymać bezwzględnej większości. W efekcie w Portugalii władzę już przejęła lewica, a w Hiszpanii lider socjalistów będzie właśnie próbował stworzyć koalicję rządową.
Reklama
Irlandii teoretycznie też grozi podobny scenariusz, bo wprawdzie partia Kenny’ego, centroprawicowa Fine Gael, wyraźnie prowadzi w sondażach, ale koalicyjni laburzyści mają znacznie mniejsze poparcie niż przed pięcioma laty. Według sondażu z ostatniej niedzieli dla „The Sunday Business Post”, na Fine Gael zamierza głosować 29 proc. Irlandczyków, a na Partię Pracy – 10 proc. Pomiędzy nimi znajdują się lewicowa Sinn Féin z 19-proc. poparciem i centrowa, dominująca przez całe dziesięciolecia Fianna Fáil (17 proc.).
Według analityków, aby obecna koalicja uzyskała bezwzględną większość, powinna łącznie zdobyć ok. 44 proc. głosów. Ale nawet jeśli się tak nie stanie, najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest to, że poprze ją kilku niezależnych deputowanych, których w nowym parlamencie będzie sporo, albo będzie tworzyć rząd mniejszościowy. – Rządy mniejszościowe wspierane przez niezależnych mają w Irlandii swoją historię. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nowy rząd nie będzie musiał podejmować niepopularnych decyzji, by podwyższać podatki czy ciąć wydatki budżetowe, jak robił to teraz, więc przy odrobinie politycznej zręczności będzie w stanie przetrwać przy pomocy posłów niezależnych – mówi „Guardianowi” Michael Gallagher z Trinity College Dublin.
Zresztą Kenny’emu sprzyjają wszelkie dane gospodarcze. Zaledwie we wtorek urząd statystyczny podał, że bezrobocie w styczniu znowu spadło i wynosi obecnie 8,6 proc. Do tego imponujący wzrost gospodarczy – w trzecim kwartale zeszłego roku (danych za czwarty jeszcze nie ma) irlandzki PKB zwiększył się w ujęciu rok do roku o 7 proc. To nie tylko lepszy wynik od wszystkich państw w Europie, ale nawet od Chin. Przy czym nie był to jednorazowy wyskok, bo to czwarty z rzędu kwartał z co najmniej 6-proc. wzrostem. W 2014 i 2015 r. Irlandia była najszybciej rozwijającą się gospodarką w UE i wszystko wskazuje na to, że tak samo będzie także w bieżącym roku. W efekcie spadają deficyt budżetowy i dług publiczny.
Tempo, w jakim Irlandia wyszła z kryzysu, jest imponujące, szczególnie jeśli porównać je z Grecją i Portugalią, które także musiały się ratować unijną pomocą finansową, ale niektóre skutki załamania gospodarczego będą odczuwalne jeszcze długo. Chodzi zwłaszcza o pieniądze pożyczone w ramach programu pomocowego, których spłata potrwa wiele lat. W efekcie tego kredytu dług publiczny jest dziś aż cztery razy większy niż w przedkryzysowym roku 2007, choć pozytywem jest to, że jego szczyt miał miejsce w 2013 r. i od tego czasu już spada.
Najbardziej odczuwalnym społecznie skutkiem kryzysu pozostaje bezrobocie. Wprawdzie jest ono prawie o połowę mniejsze niż w najgorszym momencie, ale zarazem dwa razy większe niż wiosną 2007 r. Jest za to szansa, że za dwa, trzy lata Irlandia znów będzie miała nadwyżkę w budżecie. Sukcesem jest też to, że tamtejsza gospodarka jako całość odrobiła już efekty załamania. Rok 2014 był pierwszym, gdy PKB liczone w cenach stałych było większe niż to z 2007 r., zaś w ubiegłym roku PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca było znów wyższe niż przed kryzysem.
O ile na rynkach finansowych nie ma żadnego niepokoju co do tego, że wybory mogą zaszkodzić irlandzkiej gospodarce, jeden powód do obaw w Dublinie istnieje. Chodzi o brytyjskie referendum w sprawie dalszego członkostwa w Unii Europejskiej. Irlandzka gospodarka jest silnie powiązana z brytyjską i gdyby mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa zdecydowali się na Brexit, Irlandia odczułaby negatywne konsekwencje zapewne nawet mocniej niż sama Wielka Brytania.