Pierwszy atak miał miejsce przed godziną 8 rano na lotnisku Zaventem w belgijskiej stolicy. Liczba ofiar zamachów terrorystycznych w Brukseli wzrosła do 34, z czego 20 osób zginęło w metrze, a 14 na lotnisku - poinformował belgijski publiczny nadawca VRT. Śledczy uważają, że sprawcą przynajmniej jednej z eksplozji był zamachowiec samobójca.

Reklama

Widać, że to był naprawdę duży ładunek. Poziom zniszczenia jest duży, udało się wywołać panikę - tłumaczy generał Roman Polko. Na szczęście, nie była to seria zamachów, gdy bomby wybuchłyby w miejscach, gdzie ewakuowano by ludzi z terminalu - dodał. Mówił też na antenie TVN24, że ten zamach jeszcze bardziej utrudni latanie - prawdopodobnie zostaną bowiem wprowadzone restrykcyjne kontrole już na hali odlotów, co sprawi, że w terminalach będziemy musieli pojawiać się dużo wcześniej niż do tej pory.

Około dwóch godzin później doszło do wybuchów na stacji metra Maelbeek w pobliżu instytucji unijnych. Według najnowszych doniesień, w ich wyniku zginęło 20 osób. - To czarny dzień dla naszego kraju - mówił na konferencji prasowej premier Belgii Charles Michel. - Obawialiśmy się, że to się wydarzy - przyznał Michel.

W całej Belgii wprowadzono najwyższy, czwarty stopień zagrożenia terrorystycznego. Lotnisko w Brukseli ewakuowano i zamknięto do środy. Anulowano wszystkie loty do i z Brukseli. Drogi dojazdowe zostały zablokowane dla normalnego ruchu. Nie kursuje metro, wstrzymano także ruch autobusów i tramwajów, zamknięto główne stacje kolejowe

PAP/EPA / EVAN LAMOSEURACTIV
Google Earth