Le Pen, szefowa Frontu Narodowego, kandydatka skrajnej prawicy w wyborach prezydenckich we Francji odmówiła 10 marca po raz kolejny stawienia się na wezwanie sędziów prowadzących tę sprawę.

Reklama

Zasłaniając się immunitetem eurodeputowanej, już wcześniej zapowiedziała, że w czasie kampanii wyborczej nie będzie odpowiadała na wezwania organów ścigania, gdyż - jej zdaniem - okres ten nie sprzyja "neutralności i klarowności działania wymiaru sprawiedliwości".

Śledztwo ma wyjaśnić, czy Le Pen płaciła personelowi partyjnemu we Francji z funduszy Parlamentu Europejskiego, które - zgodnie z unijnymi regułami - powinny być wykorzystywane tylko do wynagradzania asystentów za pracę dla eurodeputowanych.

Parlament Europejski zażądał już od Le Pen zwrotu blisko 340 tys. euro za fikcyjne zatrudnienie szefowej swego gabinetu Catherine Griset w latach 2010-16, a także opłacanie z funduszy PE jej ochroniarza. PE zaczął od lutego odzyskiwać tę kwotę, potrącając połowę poborów Le Pen.

48-letnia szefowa antyunijnego i antyimigracyjnego Frontu Narodowego ma wszelkie szanse przejścia do drugiej tury wyborów prezydenckich, z sondaży wynika jednak, że ostatecznie pokona ją centrysta Emmanuel Macron.